Powstanie warszawskie a Piła

Okres gdy miasto było pod zaborem pruskim czyli 1772-1807 i 1815-1871, oraz w granicach Rzeszy Niemieckiej czyli 1871-1945.
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3153
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: Krzysztof Ju »

1 sierpnia będziemy mieli 70. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Na forum chyba nic nie ma o związkach Piły z powstaniem, więc zapraszam do dzielenia się ze wszelkimi faktami, które łączą pozornie niepowiązane ze sobą miejsca.

Żeby znaleźć coś konkretnego, przeszukałem archiwum strony Muzeum Powstania Warszawskiego i znalazło się kilka interesujących wzmianek o Pile. Prezentuję tylko wybrane i te najciekawsze.

Wzmianki z Archiwum Historii Mówionej MPW:

1. Fragment wywiadu z Eugeniuszem Tarczyńskim w 2007 roku:
Czy ludność polska była prześladowana?
Nie była prześladowana. Później nas wywieźli, kuchnia [polowa] wyjeżdżała i wzięli nas, parę osób zabrali do lasu na bagna. I stamtąd potem nas odesłali do Arbeitsamtu do Modlina, z Modlina nas wywieźli do Torunia, z Torunia do Bydgoszczy – to już Niemcy nas wozili – z Bydgoszczy do Piły. I w Pile w obozie siedzieliśmy ponad trzy tygodnie. Piła była cała okrążona przez wojska rosyjskie i później wojska rosyjskie zajęły Piłę. Żeśmy siedzieli w tej Pile trzy tygodnie, nie było ratunku. Trzeba było siedzieć, przyglądać się jak katiusze waliły w te Piłę. Obóz cały został rozwalony.

Proszę opowiedzieć pana losy do końca wojny. Co się działo później z państwem?
To Powstanie to jeden dzień trwało, potem żeśmy wyjechali do Kampinosu […] i byliśmy w tym obozie. Potem Rosjanie zajęli Piłę i z powrotem żeśmy wracali na piechotę. Ze trzydzieści kilometrów przeszliśmy do Wyrzyska. Z Wyrzyska na jakiś wojskowy pociąg się załadowaliśmy i potem do Warszawy przyjechaliśmy.

(...) A jeszcze nie powiedziałem o jednej rzeczy, że w tym czasie do Legionowa napłynęła kupa ludzi z rejonu Wołomina i z okolic Wołomina, gdzie wysiedlali Niemcy. Rosjanie podchodzili, Niemcy wysiedlali ludzi. Cała chmara. Tak że jak myśmy byli w Pile, to w Pile byliśmy razem z takimi wołominiakami, którzy znaleźli się przypadkowo w Legionowie i też koło tej kuchni się kręcili, bo w kuchni było wyżywienie. […]
2. Fragment wywiadu z Stanisławem Milewskim w 2008 roku.
(...) Na stacji Podkowa Leśna żandarmi weszli i mnie zgarnęli. Znalazłem się w obozie w Pruszkowie. Od razu następnego dnia zawieźli do obozu Schneidemühl. Jeszcze przejeżdżając – już koleją szerokotorową – przez Międzyborów, widziałem swoje koleżanki, kolegę jednego, który grał w siatkówkę. Zacząłem krzyczeć i kartkę wyrzuciłem z wagonu bydlęcego. Matka goniła jeszcze później do Żyrardowa, ale niestety pociąg odjechał dalej. Znalazłem się w obozie Schneidemühl.

Gdzie znajdował się ten obóz?

Piła. To nie należało do Polski, ale przy granicy. Jeszcze przed wojną Piła nazywała się Schneidemühl. Znalazłem się w tym obozie. Niedaleko torów kolejowych i dworca kolejowego był obóz pięcionarodowy: rosyjski, ukraiński, francuski, angielski i polski. Polacy byli najbardziej ruchliwi. Brali nas na roboty na dwanaście godzin. Byłem prowadzony na wagony, na lokomotywy musiałem wrzucać węgiel. Później w każdym bądź razie potrzeba im było na lokomotywie palaczy. Wsadzili mnie, musiałem wrzucać do pieca węgiel. Znalazłem się nawet gdzieś, pojechaliśmy dalej.

Dostawał pan za to wynagrodzenie?

Nie. Najlepszy dowód, że jak opowiadałem temu maszyniście: „Co wam się chciało Powstania?”. Mówię: „Co pan na ten temat może powiedzieć?”. – „Piszą w gazetach, że jesteście bandytami”. – „No właśnie. I pan w to wierzy. Niech pan spojrzy, jestem bandytą? Niech się pan zastanowi”.

To był Niemiec ten maszynista?

Tak. Ale takie porządne chłopisko było nawet. Z żoną musiał rozmawiać, bo później mi kawałek chleba przynosił rano. Długo nie byłem, bo znowu dali mnie do ładowania węgla na lokomotywy. Wtedy poznałem Francuza. Nie wolno było rozmawiać z innymi. I myśmy rozmawiali, bo znał trochę niemiecki, ja trochę niemiecki, złapali nas na tej rozmowie. We dwóch nas wsadzili za karę do wagonów pięćdziesięciotonowych. Mamy ładować teraz węgiel na pięćdziesiąt ton. Wysokie przecież były i w ogóle zrobiliśmy sobie podest. Podawał mi, później wrzucałem. Do dzisiaj mam, po wojnie musieli mi wycinać, bo miałem skrzepy w ręku, takie głazy się wkładało. To było za karę. Może po dwóch tygodniach wzywa mnie dowódca obozu. Mówi: „Słuchaj, widzę, że jesteś z Gdańska. To ty jesteś Niemiec”. – „Nie. Ich werde Polisch sein. Ty nie wiesz nawet, że w Gdańsku byli Polacy. Tobie się wydaje, że ciągle tylko niemiecki, niemiecki”. Myśmy mieli przyjaciół Niemców, tak. Myśmy porządnie żyli, dopóki Hitler nie doszedł do władzy. To naprawdę można było nawet przyjaźnie mieć. Ale myśmy byli Polakami. Było 200 tysięcy Niemców, ale 25 tysięcy Polaków. Polonia gdańska działała przecież.

Co on od pana chciał?

Chciał mnie wyciągnąć z obozu. Prawdopodobnie znowu szukali takich frajerów, żeby do wojska wsadzić. Bo po co? Chciał mi pomóc jednym słowem, według jego mniemania. Obok stał taki w mundurze czarnym ze swastyką, tylko przyglądał się, o czym dowódca obozu ze mną rozmawia: „Jak to? Przecież jesteś urodzony w Niemczech, w Gdańsku. Ty musisz być Niemcem”. – „Nie. Zawsze byłem Polakiem”. Chciał mnie uderzyć, ale wziął mnie za kark. Podobało mu się moje postępowanie, to musze uczciwie powiedzieć. To nie były kopniaki prawdziwe, ale widocznie dlatego, że ten hitlerowiec widział i złapał mnie, zaczął rąbać, przez schodki mnie zrzucił na zewnątrz. Na tym się skończyło. Później się urwałem stamtąd. Myśmy zawsze o godzinie dwunastej w nocy przechodzili przez peron, gdzie odchodziły pociągi do Bydgoszczy, do Poznania. Punkt dwunasta w nocy rusza pociąg w kierunku na Poznań. To się urwałem stamtąd. Szliśmy pod eskortą do obozu z powrotem o dwunastej w nocy. Naraz się zatrzymałem, udawałem, że sznuruję sobie buty, nim się zorientował – dużo było Niemców na peronie – między nimi i do breku. Brek to się nazywa [hamulec], z tyłu stare wagony miały hamulce. Wlazłem do środka.

Gdzie pana zastał koniec wojny?

Dojechałem przez Königshütte do Krakowa. (...)
3. Fragment wywiadu z Wacławem Kłapą w 2007 roku.
(...) Następnego dnia zabrali nas. Tam była taka bocznica kolejowa. Na bocznicy stało kilka wagonów towarowych, miały zadrutowane okienka. Na ostatnim wagonie stała obsada niemiecka z karabinem maszynowym i nas pakowali w te wagony, zaplombowali i wywieźli nas stamtąd. Wieźli nas chyba całą noc i pół dnia. Dojechaliśmy do miejscowości Schneidemühl, a to obecnie jest Piła. Wyrzucili nas z wagonów i zaprowadzili znów do obozu. W tym obozie siedziałem tydzień albo więcej. W ciągu dnia pędzili nas do lasów i budowaliśmy okopy, ale nie dla ludzi tylko rowy przeciwczołgowe. Budowałem, budowałem tam te rowy. Zdaje się, że raz dziennie dawali kawałek chleba i trochę popić to jakąś kawą z erzatzu. Po tygodniu znów zapakowali nas do pociągu i wywieźli nas w głąb Niemiec, do miasta Erfurt. (...)
4. Fragment wywiadu z Zdzisławem Kondrasem w 2007 roku.
(...) dojechałem do Schneidemühlu, do obozu, który był obozem przejściowym Durchgangslager Schneidemühl, tam oczywiście kąpiel, kontakt bez przerwy był między kolegami wśród uczestników obozu. Tam mnie spotkała bardzo nieprzyjemna, zaskakująca mnie wypowiedź jednego, że jednak jadą bliżej Amerykanów, czyli – jak ich Niemcy wiozą, to oni pojadą. Natomiast, korzystając (zgodnie z rozkazem) z nadarzającej się okazji, zgłosiłem się do prac jako ślusarz. Wzięto mnie do smarowania smołą dachów. Długo to nie trwało. Wytypowano mnie do drugiej pracy, do Land Maschinenfabrik August Gruse – to znaczy Fabryki Maszyn Rolniczych w Pile, w Schneidemühlu (to jest vis-?-vis dworca) i jako już specjalistę, który przeszedł szkolenie, bo przecież zeznania różne, nie ukrywałem tego, że jestem absolwentem szkoły kolejowej, ze względu na to, że mieli w stosunku do kolejarzy pewne względy. Tam mnie zatrudniono i mogłem wykonywać dalej to, co mnie polecono, mianowicie dokonywanie rozpoznania, dokładnego ich potencjału. Stwierdziłem, że w Fabryce Maszyn Rolniczych nie produkuje się maszyn rolniczych, robi się granaty, robi się miny moździerzowe. Usiłowano mnie zatrudnić. Poza tym przy pierwszej okazji, stacja była vis-?-vis, zbiegłem tam, żeby uwolnić się, zgodnie z rozkazem. Miałem wykonać zadanie i wracać. Dokonałem rozpoznania po drodze, nie można było wykonać rozkazów, ze względu na to, że nie było żadnych szans wyjścia, dozór był ścisły, i stamtąd transportem kolejowym (pracującemu dano pewne swobody, trudno mówić swobody, bo nas pod eskortą pędzono, ale właściwie nietrudno było wydostać się, a vis-?-vis był dworzec), ponieważ byłem dokładnie przygotowany, zapoznany z dywersją kolejową, to umieszczenie się w odpowiednim miejscu w pociągu, który szedł Schneidemühl–Kraków nie było dla mnie żadnym problemem. Nie tylko że stamtąd wyszedłem i dostałem się na bilet peronowy za dwadzieścia fenigów do pociągu (pociągu jeszcze pustego, bo był odstawiony w rejonie, gdzie kompletowano transporty kolejowe), nawet gdyby (przewidziałem sobie całą sprawę) była taka sytuacja, to mógłbym się tłumaczyć, że jestem kolejarzem. Wprawdzie jestem w rejonie pod wpływami, zatrudniony tu, ale… W ten sposób dostałem się do Krakowa. (...)
Wzmianki z Powstańczych Biogramów MPW:

5. W biogramie Wacława Bryszewskiego, uczestnika walk powstańczych, jako miejsce urodzenia podano Piłę, ale nie doprecyzowano czy chodzi o naszą Piłę czy jakąś wioskę z innej części Polski przedwojennej. To samo dotyczy Macieja Ptaszyckiego oraz Piły jako powojennego miejsca śmierci Czesława Medyny.

6. Tadeusz Kawęcki po powstaniu "wyszedł z Warszawy z ludnością cywilną, wywieziony do obozu pracy w Pile, gdzie pracował do lutego 1945 r.".

7. Stanisław Tadeusz Chełstowski, prawdopodobnie wciąż żyjący uczestnik powstania, który "(...) w latach 1945-47 pracuje jako ślusarz, pomocnik maszynisty i maszynista w Parowozowni Głównej w Bydgoszczy, w latach 1947-49 jako Kierownik Robot Warsztatowych w Parowozowni w Pile, a w latach 1949-59 w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Pile na stanowisku kierownika wydziału. W kwietniu 1959 r. przenosi się z rodziną do Stargardu Szczecińskiego (...)".
dudi
Posty: 215
Rejestracja: 27 lis 2010, 17:54

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: dudi »

A ja znalazłem takie porównanie, że Piła i Warszawa były zniszczone w 80%, tyle, że Piła przez Rosjan a Warszawa przez Niemców.
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3153
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: Krzysztof Ju »

Na forum niejednokrotnie wspominano różne przyczyny i procenty zniszczeń Piły, i tak naprawdę najciekawsze byłoby poznanie źródeł tych danych (np. kto dokonał pierwsze szacunki zniszczeń i na podstawie czego) oraz rewizja tematu np. na bazie archiwum ruin Romana Zaranka i analizy archiwalnych materiałów Urzędu Miasta.

Szczególnie, że Marek Fijałkowski pod koniec tekstu "Walki o Piłę styczeń-luty 1945 r." w pracy zbiorowej "Zarys dziejów Piły w latach 1945-2000" prezentuje kilka argumentów za tym, że dobicie Piły przez Sowietów jest mitem i "z pewnością nie ma mowy o systematycznym i zaplanowanym niszczeniu miasta [przez Rosjan]".

Ze zniszczeniem Warszawy również sprawa nie jest jednoznaczna i trzeba oddzielić zniszczenia wojenne od celowej destrukcji. Na długo przed 1944 rokiem Niemcy zaplanowali totalne zrujnowanie miasta i czekali na dobry pretekst. Dopiero powstanie warszawskie dało im taką okazję i przystąpili do zburzenia Warszawy.

O ile przyczyny destrukcji miast są dyskusyjne, to jak najbardziej masz rację, że istnieje między powstaniem a Piłą pośredni związek przez porównanie zniszczeń. Dodałbym jeszcze, że cegły z rozebranych budynków przedwojennej Piły pojechały na odbudowę wyniszczonej powstaniem Warszawy.
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3153
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: Krzysztof Ju »

Dodałbym jeszcze, że cegły z rozebranych budynków przedwojennej Piły pojechały na odbudowę wyniszczonej powstaniem Warszawy.
Prostując moje słowa, na fanpage Dawnej Piły, w komentarzu pod wpisem o związkach Piły z powstaniem warszawskim, Michał Zimny wskazuje, że "nie jest do końca prawda jak podawał na jednym z wykładów Pan Marek Fijałkowski spora część cegieł z Piły znalazła zastosowanie w Poznaniu i innych miejscowościach, także hasło cegły dla Warszawy jest hasłem ogólny nie do końca pasującym do pilskiej rzeczywistości okresu powojennego."
Matey#24
Posty: 267
Rejestracja: 17 sty 2013, 00:53

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: Matey#24 »

Nie wiem, czy tutaj padła ta teza, ale Warszawa w dużym stopniu została odbudowana dzięki cegłom i materiałom budowlanym właśnie z Piły.
maritim
PRZYJACIEL
Posty: 170
Rejestracja: 23 lis 2009, 23:19

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: maritim »

Toż właśnie była o tym mowa... ale jakie to w końcu ma znaczenie gdzie poszła cegła...? Ważne, że w sposób planowy zdekonstruowano miasto, a priorytetem było pozyskanie materiałów budowlanych. Jak ujął to w formie powiedzonka pewien murarz-filozof: Nie od razu Warszawę zbudowano, najpierw trzeba było rozebrać Piłę...
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3153
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: Krzysztof Ju »

Uzupełniając informacje o związkach Powstania Warszawskiego z Piłą wklejam informacje - dzięki uprzejmości Michała Zimnego i Macieja Strychacza - o trzech powstańcach. O jednym powstańcu, który krótko działał w podziemiu antykomunistycznym w Pile i o dwóch, którzy w Pile powojennej żyli i zostali pochowani na cmentarzu komunalnym.


Eugeniusz Grzelak
Pseudonim: "Lis"
Data urodzenia: 1923-08-21
Data śmierci: 1996-05-16
Stopień: strzelec
Miejsce urodzenia: Warszawa
Udział w konspiracji 1939-1944: VII Obwód "Obroża" (powiat warszawski) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej - 1 Rejon "Brzozów" (Legionowo) - pluton 712
Oddział: Armia Krajowa - Grupa "Kampinos" - batalion por. "Znicza"
Szlak bojowy: Kampinos - Jaktorów

Zenon Wieliczko s. Pawła
Pseudonim: "Kos"
Data urodzenia: 1922-09-16
Miejsce urodzenia: Barżdo
Data śmierci: 2006-02-25
Stopień: ułan
Udział w konspiracji 1939-1944: Nowogródzki Okręg Armii Krajowej "Nów" - Stołpecko-Nalibockie zgrupowanie AK por. "Góry" ("Doliny")
Oddział: Armia Krajowa - Grupa "Kampinos" - pułk "Palmiry-Młociny" - dywizjon 27. pułku ułanów - 1. szwadron
Szlak bojowy: Kampinos - Jaktorów

Źródło: Powstańcze biogramy - wirtualna baza uczestników Powstania Warszawskiego. Informacja o pseudonimie Zenona Wieliczki i jego ojcu pochodzi z fanpage Młodzież Wszechpolska Piła. Daty śmierci podane za wyszukiwarką grobów na www.cmentarz.pila.pl


Ryszard Matysiak
Pseudonim: "Błyskawica", urodzony w Warszawie, żołnierz AK, Powstaniec Warszawski po wojnie przybył do Piły, by pomóc w tworzeniu organizacji antykomunistycznej "Grupa Las" i jej pochodnych.

"Urodził się 21 marca 1926 roku w Warszawie. W okresie okupacji niemieckiej był członkiem AK, brał udział w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie należał do antykomunistycznego podziemia („Gruda”, „Kółko Patriotyczne Grupa Las”, „Krajowa Policja Bezpieczeństwa”). Za swoją działalność skazany na karę śmierci przez WSR w Koszalinie (12.05.1952 roku)".

Źródło: ww. fanpage i cytat za 77400.pl


Ponadto Maksymilian Lenartowicz zasugerował, na fanpage Dawnej Piły, że warto zbadać czy wśród cywilnych ofiar hitlerowskiego terroru pochowanych na Leszkowie (północna część wg planu cmentarza Stanisława Zasławskiego) mogą znajdować się powstańcy zamęczeni w obozach pracy. Zaproponował też, by w ramach wspólnej akcji zadbać o nagrobki polskich żołnierzy września 1939 roku i ofiar cywilnych.
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3153
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: Krzysztof Ju »

Dawno temu prezentowałem wybrane wzmianki uczestników i świadków Powstania Warszawskiego związane z Piłą i udostępnione w Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego. Wklejam teraz pozostałe wzmianki i dotyczą one przełomu lat 1944/45 poza punktem siódmym, który mieści się w zakresie lat 1939-45.

1. Fragment wywiadu z Jerzym Smoniewskim w 2008 roku:
Któregoś ranka, po wstaniu, zostaliśmy otoczeni kordonem przez lotników niemieckich i zaprowadzeni do Modlina na stację kolejową, władowani do pociągów towarowych, drzwi zatrzaśnięte i – do Niemiec.
Pierwszy mój obóz był w Schneidemühl – w Pile. Tam siedziałem w obozie przejściowym, też w strasznych warunkach. Buty, które wziąłem, prawie mi się rozlatywały. Ubranie, które wziąłem na trzy dni – [początkowo] było bardzo ciepło, a tu już zaczęła być troszkę jesień. Nie było w czym chodzić, nie było czym się przykryć i było głodno. Po drodze, jak jechaliśmy wagonami towarowymi, to na stacjach, jak czasem otwierali, można było napić się wody [z] kubła, ludzie wrzucali nam chleb.

(...)

Pojechałem do obozu w Schneidemühl. W obozie były straszne warunki bytu. Żywiłem się trawą i piłem wodę prawie przez tydzień, dopóki nie „nauczyłem” się niemieckiego. Z Durchgangslager Schneidemühl zostałem przewieziony do Wrocławia (Breslau).
2. Fragment wywiadu z Henrykiem Kuckowskim w 2008 roku:
Byliśmy we trójkę. Całą trójkę Niemcy zabrali. Wywieźli do Modlina do obozu. Modlin słynął z bardzo ostrego reżimu. Stamtąd zabrano nas do Schneidemühl, to jest do Piły. W Pile było rozdzielenie. Trafiliśmy do obozu w Glogau. Glogau to jest obecny Głogów.
3. Fragment wywiadu z Hanną Marią Ossowską w 2010 roku:
Jeździliśmy siedem dni po Niemczech tam i z powrotem, bałagan był straszny. Z reguły jak trzeba było się przyznać, to wypadało Hitlerjugend, które nosiło ciężary, paczki, jakieś takie. Bo człowiek, jak gdzieś posiedzi, to się dziwnie bardzo narasta mu rzeczy i oni to nosili. Potem nas w Pile wyrzucili z dworca jako Polaków. Wyrzucili, żeśmy wyszli. Wtedy do taty podeszła Niemka, która powiedziała po polsku: „Niech pan zdejmie »P« i rodzina też, w tej chwili to jest już zupełnie nieważne. – to takie na żółtym tle było fioletowe „P” – Niech pan to zdejmie, będzie panu dużo łatwiej się poruszać”. I tata tak zrobił.
A potem w Pile to już nie wiem, jak to było, skąd myśmy się dowiedzieli, ale też jakiś życzliwi ludzie, ktoś powiedział, żebyśmy spróbowali pójść na dworzec, bo tam pójdzie pociąg sanitarny dla matek z małymi dziećmi do Gdańska, żebyśmy spróbowali. Miałam absolutny zakaz mówienia, bo ja ani dudu po niemiecku, mama też nie bardzo. Władowaliśmy się do pociągu dla matek z małymi dziećmi, pojechaliśmy do Gdańska. A już z Gdańska tośmy przejechali do Gdyni, tam był dom ciotki, tam w ogóle jakichś ludzi znaliśmy, to już było łatwo. I tam żeśmy się doczekali inwazji.
4. Fragment wywiadu z Danutą Starża-Majewską w 2009 roku:
A to były zwycięskie wojska sowieckie. Jak pierwsze patrole przychodziły to szli – rów, kanał, wszystko pełzało po drodze. Dopiero potem przyszły normalne formacje. Na białym koniu oczywiście przyjechał komendant, [zdjął] nam od razu zegarki z ręki a my krzyczałyśmy, że: „Jesteśmy córki polskich oficerów!”. Człowiek absolutnie nie miał pojęcia, co będzie dalej?

To był oficer?

Oficer. On nas zamknął w komórce ku naszemu przerażeniu. Jak to? Przyszli zbawcy i zamykają nas w komórce. Po jakimś czasie przyszedł do nas i powiedział po rosyjsku (nie znam rosyjskiego) […]: „Idźcie drogą prosto, tam jest już autostrada i Polacy”. Dzięki temu uniknęłyśmy najgorszego. Dzięki temu włączyłyśmy się w nurt polski, który szedł...

Jaka to była okolica?

Liebenwalde, Eberswalde i przez przyczółek nadodrzański... Nie było ni kwiatka, ni drzewa, ni listka – nic nie było. Przewieźli nas żołnierze na drugą stronę i znalazłyśmy się w Pile. Schneidemühl to się nazywało – Piła. W końcu nas [w Pile] zarejestrowano. Potem jakimś eszelonem...

Była już jakaś polska władza?

Coś tam było, jakieś RGO. Zarejestrowali nas. Potem jest jakiś eszelon wojskowy i pojechałyśmy do Łodzi. To był 8 maja, kiedy rano obudziłam się na stacji w Łodzi i słyszę jakieś bombardowania i mówię: „Wanda, znowu się Niemcy cofnęli i znowu jesteśmy pod bombami”. Jakiś kolejarz przechodził i mówi: „Nie, to już pokój jest”. Tak dowiedziałyśmy się, że kapitulacja.
5. Fragment wywiadu z Janiną Kun w 2005 roku:
Jak dotarłyście panie do domu? Transport jakiś był?

Transport był taki, że po tych terenach... To znaczy, tak jak mówiłam, jak nas przewiózł Amerykanin na stronę radziecką, to wtedy już kombinowałyśmy. (...) No i tak dojechaliśmy do Piły. W Pile już były pociągi. Z tym że te pociągi były też przecież nie osobowe, tylko towarowe i niektóre wagony były pełne, także z dachami, tak więc się jechało na dachu. Trzeba było też czekać, w którym kierunku [jedzie], bo tam przecież nie było rozkładu jazdy, tylko raz jedni...
6. Fragment wywiadu ze Stefanem Józefem Lesińskim w 2011 roku:
Moi dwaj bracia przeżyli Powstanie, znaleźli się w obozie w Pruszkowie, a stamtąd jeden został wysłany do Schneidemühl obecnie Piła, a drugi, udało mu się przedostać na Okęcie na Wyczółki, tam doczekał się wyzwolenia.

(...)

Czy w trakcie Powstania, zaraz po nim wiedział pan, co się dzieje z pana rodziną?

Nie, nie wiedziałem. Dopiero się dowiedziałem, będąc w obozie. Napisałem list w języku niemieckim do Stutthofu, do brata Mieczysława, do obozu koncentracyjnego, od niego się dowiedziałem, że jeden brat jest na Wyczółkach z żoną, z dzieckiem, a drugi jest w Schneidemühl, czyli w Pile. Tego dowiedziałem się przez kontakt listowny. Listy były pisane w języku niemieckim, do niego trzeba było pisać po niemiecku, on też przysyłał. O mamie nic nie wiedziałem, co się dzieje, bo mama została sama, chodziła zrozpaczona po ulicach, płakała w głos, że miała czterech synów i nie ma ani jednego, ale doczekała się, że wszyscy szczęśliwie wrócili.
7. Fragment wywiadu z Bernadettą Ciechorską w 2009 roku:
Jak zapamiętała pani ten dzień i wydarzenia pierwszych dni wojny?

Zapamiętałam samoloty niemieckie, nisko latały nad nami. Miałam wtedy trzynaście lat. Potem wróciłam do Bydgoszczy i musiałam być gońcem w zakładzie papierniczym u Niemców.

Czyli państwo mieszkaliście w Bydgoszczy?

Tak, w Bydgoszczy. Ale aresztowali mojego ojca, a mnie zabrali do obozu pracy. Miałam wtedy czternaście lat.

(...) mój ojciec siedział w więzieniu, nie wrócił w ogóle z wojny.

Gdzie w więzieniu?

W Pile. Z Bydgoszczy go wywieźli do Piły. Tam prawdopodobnie zginął. Ci, co powracali, mówili, że już był niewidomy, że to, że tamto, że ich tam zastrzelili, że skakali z okien, bo więzienie było spalone. Pisałam tam, ale mi napisali, że dokumentów nie mają.
8. Fragment wywiadu ze Zbigniewem Ogrodzińskim w 2008 roku:
Uciekłem w Berlinie [do Gdańska] (...) Transportowali nas normalnymi pulmanowskimi wagonami, nie towarowymi, widocznie innych nie mieli. Jak transport jechał do Piły, to w każdym przedziale siedział jeden żandarm. W Pile wszystkich żandarmów zdjęli i zostało tylko dwóch żandarmów na wagon, na końcach wagonu.
9. Fragment wywiadu ze Stanisławem Michałem Lipskim w 2005 roku:
Idę, idę, już był piąty albo szósty dzień. Przede mną jest duże niemieckie miasto, kościół gotycki, wysoka wieża. Obchodzę miasto daleko polami, pod lasem. Nadrabiałem zawsze z pięć kilometrów, żeby obejść miasteczko. Rzeka na drodze. Gdzie będę przez wodę się przeprawiał? To już jest październik. Rano szron, noce chłodne Na tle miasteczka widzę duże zbiorniki jakby gazowe, okrągłe bębny – gazownia, coś takiego, most przez rzeczkę i tor, którym widocznie szedłem. Myślę, przez most sobie przejdę. Idę w kierunku mostu, wytrzeszczam oczy. Na moście nie widzę strażnika ale troszeczkę wyżej nad mostem znów olbrzymi park samolotów, wraki wojenne. Miałem marzenia w młodym wieku zostać pilotem, marynarzem. Z kolegą robiłem modele samolotów. Wchodzę na teren, tablica trupia główka Achtung kara śmierci verboten, ostrzeżenia. Nie zważam na to. Stoją niemieckie „sztukasy”, rosyjskie myśliwce porozrywane. Ruszam skrzydłami, hałasuję. Z daleka słyszę: Halt! Werkschutz. Ja w nogi. Strzelił w moim kierunku. Uciekłem do rzeki i przez wodę musiałem przechodzić. Przez wodę przeszedłem do pasa. Robi się słoneczny dzień. Obszedłem miasto dookoła. Zadowolony jestem z siebie, że mi się udało. Śmieję się sam do siebie z przygody. Wychodzę na tor. Miasto za mną zostało. Znów jestem na moim torze, daleko jest wiadukt, las, wzgórze, otwarta przestrzeń. Ale od lasu ktoś jedzie na rowerze, przy torze wydeptana ścieżka. Zbliża się, jest ode mnie sto metrów. To cywil. Rękę wyciągam, zatrzymuję. Mężczyzna około trzydziestu, trzydziestu paru lat, widzę jego twarz, szczupły, śniada cera, gładziutko uczesany na bok, elegancko ulizane włosy, granatowy garnitur tak zwany „tenis” białe prążki, swastyka w klapie. Rękę mam zasłoniętą pałatką. Ona mi ratuje życie. Zatrzymałem go, on stoi, patrzy mi się oczy w oczy. Odległość pięć, sześć metrów. W ręku trzyma rower. Mówię do niego po polsku: „Dzień dobry.” On się na mnie patrzy. Odpowiada: „Dzień dobry”. „Która teraz godzina może być?” On nie wie co zrobić, ja rękę pod pałatką trzymam. Z lękiem z kamizelki wyjmuje zegarek i mówi: „Dziesiąta.” „A jaki dzień dzisiaj?” Po polsku, czystą polszczyzną mówi: „Niedziela.” „A jak to miasto się nazywa za mną?” On mówi: „Schneidemühl.” Po chwili się poprawia: „Piła”. Nie znane mi z geografii przed wojną. Stoimy chwilę. Pytam się naiwnie: „Daleko jest do polskiej granicy?” On mówi: „Wiadukt i szlaban. Wzdłuż torów idzie droga polna i tam jest biały szlaban, tam jest granica.” „Dziękuję, może pan jechać.” On patrzy czy mu nie strzelam w głowę, mija mnie, zszedłem na tor. On wsiadł na rower i pognał do Piły. Przyzwoity człowiek, grzeczny, kulturalny. Idę wytrzeszczam oczy nie widzę ani posterunku przy wiadukcie, ani przy szlabanie. Teren się wznosi do góry i nad torem jest przejezdna droga. Nie ma nikogo. Minąłem wiadukt, szlaban z prawej strony, nie mam drutów kolczastych, bo to włączone już dawno do Rzeszy. Jestem w Polsce – drzewa polskie, ptaki po polsku śpiewają, słońce polskie, nic mi nie grozi, jestem w ojczyźnie. Zacząłem śpiewać, nie czuję głodu. Wędruję dalej. Uszedłem może kilkaset metrów. Z perspektywy widzę zabudowania, budynek z czerwonej cegły i widzę ludzi w oknie. To jest zagadka metafizyczna największa – słyszę głos ojca, krzyknął: „Nie idź tam!” Ojca głos, rany co tu mój ojciec robi? Oglądam się, żywego ducha ani z przodu a ni tu. Ojciec żył jeszcze. Jakie są nieznane ludziom fluidy, tęsknoty, nie wiem jak to nazwać, parapsychologia... Robię jeszcze parę kroków ale narasta we mnie lęk. Wspinam się, wąwóz z nasypu, teren wyższy, wdrapałem się i w las. Lasem na prawo odbijam ale czuję cały czas niepokój. Odszedłem z pięćset, sześćset metrów od torów. Mijam gęsty las wychodzę na riwierę lasu. Pokazują mi się pierwsze zabudowania. Dochodzę do zabudowań, pies ujada na łańcuchu, po drucie lata. Wychodzi Bauer wysoki mężczyzna. Mówię: „Niech będzie pochwalony Jezus.” On odpowiada: „Na wieki.” „Dzień dobry, jestem jeńcem wojennym, proszę mi dać jeść.” „Dobrze, tylko psa zapędzę.” Psa, brytana, do budy zapędził i do mieszkania mnie zaprasza. Wchodzimy do mieszkania, cieplusieńko, gospodyni obfitych kształtów. Coś jej szepnął do ucha. Spojrzała na mnie, sadza mnie przy niedużym stoliczku. Mam po prawej stronie okienko zaraz przy stoliku a po lewej stronie drzwi, którymi wszedłem. Widzę przez okno furtę, którą mi otwierał, tylko ją zamknął. Gospodyni stawia mi: białą salaterkę, pół pieczonego królika – już nie kota, złocisty królik, ładnie upieczony, bo to niedziela była – bielusieńkie mączne pyszne kartofelki i słodka kapusta. To dla kompanii wojska. W pewnym momencie z pokoju obok, otwierają się drzwi, wychodzi kobieta koło czterdziestu paru, trzydziestu lat z dzieckiem, ubrana na czarno w żałobie. Spojrzała na mnie ponurym wzrokiem. On do niej podszedł i po niemiecku coś rozmawiają. Ona spojrzała na mnie i weszła do pokoju. On mówi: „To jest moja córka, mąż jej zginął pod Stalingradem. Ona po polsku nie mówi, nie rozumie.” Zaczął się usprawiedliwiać: „Wy tam nie rozumieta, tu za Hitlera za polską mowę się szło do obozu, ona nie rozumie po polsku, wy się nie gniewajcie. Pan naprawdę z niewoli uciekł?” „Tak proszę pana.” „Tu jak się pomaga, to za to do obozu. Niech pan powie prawdę.” Proszę pana, naprawdę. Mundur mam, wprawdzie kanadyjski ale guziki polskie, żegnam się, jestem Polakiem, jeńcem.” Dalej rozmawiamy. „Bo widzi pan, na sąsiedniej wsi powiesili gospodarza za to, że pomagał uciekinierowi. A skąd pan uciekł?” Mówię: „Altengrabow koło Magdeburga.” „Panie, to pan jest przysłanym agentem, pan by tu nie dotarł.” „Nie proszę pana.” Żegnam się po raz trzeci. „Jestem naprawdę katolikiem wierzącym, powstańcem niech pan mi wierzy. Tydzień czasu wędruję.” „Niech pan powie prawdę, jak nas złapią, to pan nas wyda.” „Nie wydam” „Proszę pana miałem przygodę jak torem idę...” A on blady się robi. „Pan przysłali, to szef gestapo Piły.” On myślał, że mam broń przy sobie, bo ręce chowałem pod pałatkę. „To szef gestapo Piły, kawał drania pana przysłał i pan nas wyda.” „Nie, przysięgam jeszcze raz na wszystkie świętości, jestem Polakiem, patriotą z Warszawy.” On po chwili mówi: „Ola Boga, mój Boże żandarmi pod furtkę na rowerach przyjechali.” W tamtym budynku czekali już na mnie żandarmi. On na rowerze pognał do Piły i tam na rowerach podjechała żandarmeria. Przez lornetkę mnie obserwowali. „Panie, niech pan ucieka, bo pan złapią.” Mówię: „Dobra, niech pan będzie spokojny, niech pan powie, że pana sterroryzowałem.” Obserwuję przez okno i pałaszuję dalej królika. Pies na łańcuchu lata dalej i on dochodzi do nich, coś im pokazuje ręką. Oni na rowery wskoczyli i pognali. On wraca, myślał, że już mnie nie ma. A ja kończę królika. „To pan jeszcze [tutaj]?” „Tak, bo widziałem przez okienko, pan im pokazał drogę, oni pojechali. Gdybym wcześniej wyskoczył przez okno, to mógł jeden stać na rogu i by mnie usłyszał i byłby koniec. Jakby wchodzili na podwórko, to bym zdążył wyskoczyć.” Od ściany domu, dwadzieścia metrów już się las zaczynał. On się uspokoił. „A oni dokąd pojechali?” „Tam polecieli” „Proszę pana, a dokąd tor którym szedłem prowadzi?” „To na Bydgoszcz.” „Potrzebuję na Poznań.” „Nie, oni tam pojechali, to stacja Kaczory.” To już jest po polskiej stronie, pięć kilometrów. To jest spore miasteczko. Oni tam poszli. „Proszę pana to najlepiej jest po piętach deptać, niech pan będzie spokojny.” Pobłogosławiłem rodzinę, gospodynię całowałem w rękę. Dała mi jeszcze pajdę chleba ze smalcem na drogę. Na tydzień wystarczył mi posiłek co mi dała. Wolniutko cały dzień szedłem do Kaczor.

Pan tam był później po wojnie? Jaka to jest miejscowość?

Miasto Kaczory. Gospodarz nazywał się Pryska po niemiecku, na Pryskowski sobie zmienił. Odebrali mu dom. Przyrzekałem, że go odnajdę po wojnie, że mu się odwdzięczę ale siedziałem, sam cierpiałem i byłem prześladowany. Jak pojechałem po latach, już nie ma śladu, tam teraz mieszka cwaniak, letniczy, willa, samochody.

Wioska jak się nazywała?

To nie wioska, to była kolonia, pojedyncze domy. Teraz tam już biegnie szosa, tam są wille pobudowane, jest zupełnie zmieniony krajobraz. Mijając dom idę w kierunku Kaczor, następny dom sto metrów dalej. Od drogi, którą szedłem wybiega chudzielec, szwab z dubeltówką. Oni po drodze zawiadamiali i do mnie: Halt! A ja Komm! Kiwam na niego, pięścią wygrażam, jeszcze coś pokazałem po polsku i uciekł z dubeltówką, schował się dziadyga. Wolniusieńko już zaczynało zmierzchać dotarłem pięć kilometrów czy sześć do Kaczor. Po drodze na przedmieściu Kaczor – cmentarz. Widzę pełno ludzi na cmentarzu, skręcam na cmentarz, obejrzę sobie nagrobki. Nagrobki piszą po polsku, po niemiecku. Słyszę po polsku rozmowy słyszę. Między innymi [widzę] literę „P”, też miałem kiedyś. Dwóch zatrzymuję, mówię: „Cześć, jesteście...? „A tu na okopach jesteśmy a ty?” „Jestem powstańcem”. Rzucili mi się na szyję. „Poczekaj, zabieramy cię na kwatery. My jesteśmy na okopach, wojna się już kończy, tu jest dużo Polaków. Mamy fajne dziewczyny, one cię ukryją w stodole. Patriotyzm! Jakie piękne dziewuchy!” Zabieramy cię na kwaterę.” Turyści, ci co odwiedzali cmentarze, rozeszli się. Pomalutku idziemy. Ciemność zapada całkowicie noc. Na wprost idzie drab Niemiec w brązowym mundurze, swastyka NSDAP, wysoki kordzik u boku. „O rany uciekaj, to komendant obozu na robotach.” Już było za późno, idę wprost na niego. Dochodzimy do siebie na wprost, on skręcił do furtki. Oni dochodzą do mnie: „Ale ty masz nerwy!” „A co miałem uciekać?” Mówi: „To jest komendant, który tu roboty pilnuje. Jak mu Polak nie zdejmie czapki, to bije po twarzy, kopie, kawał drania, sukinsyna. Zaprowadzili mnie do siebie na kwaterę. Wille, prywatne domy, prycze stoją. „Powiedz, że jesteś z sąsiedniej wsi, tam inna grupa jest na robotach, że pozdrowienia przysyłasz.” Weszliśmy, powiedziałem to głośno. Prycze mieli swoją w rogu. „Pokaż mundur, damy ci cywilne ubranie.” Mówię: „Nie, tyle kilometrów idę, munduru w żadnym wypadku nie oddam” „Kochany, tu wszystko dostaniesz. Wojna się za parę dni skończy.” Jeden z nich był z Łodzi a drugi nie pamiętam czy z Płocka czy... Mówili imiona. Wreszcie mnie ubłagali – po guziku ukręcili od munduru z orłem, jak relikwia to traktowali. Wychodzimy, dziewczyny mnie pod rękę, śpiewają ludowe piosenki. „My cię kochany w stodole w sianie ukryjemy i będziesz codziennie jedzenie, wszystko będzie co dusza zapragnie.” „Nie, muszę...” „Nie ma mowy.” Mówię: „To pokażcie mi najpierw stację.” Odprowadzili mnie. Po pięćdziesięciu latach trafiłem. Skręcaliśmy, ciemna noc, po prawej stronie drogi był staw, oczko srebrzyło się. Później był szlaban i stacyjka. Tu rozmawiamy, oni mnie puścili spod ręki, rozmawiamy. Jedzie pociąg, krzyknąłem tylko: „Cześć!” Przez szlaban skoczyłem na stopnie, pojechałem. Tu koniec mojej gehenny. Oni stali zrozpaczeni, wołali na mnie. W Poznaniu noc, jadę dalej (...)
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3153
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: Krzysztof Ju »

Dwie kolejne wzmianki o Pile z Archiwum Historii Mówionej MPW.

10. Fragment wywiadu z Władysławą Jędrzejewską w 2015 roku:
Moja koleżanka spotkała swoją kuzynkę, która pracowała tam w Czerwonym Krzyżu i ona powiedziała, że wszystkich będą stamtąd wywozić do obozów do Niemiec (...) No i nasz pociąg jechał. No, nie wiedzieliśmy dokąd, dlatego że wagony były zamknięte, była tylko szpara, żeby po prostu mogło jakieś tam powietrze docierać. Wagony przecież takie zamknięte, bydlęce wagony, nieosobowe, więc właściwie [jechaliśmy] na stojąco, ciasno było, byliśmy stłoczeni jak sardynki w puszce. No i jechaliśmy trzy doby do Piły, więc wiem, że jak tylko pociąg gdzieś zwalniał, przejeżdżaliśmy przez jakieś tereny dawnej Polski, przez Wielkopolskę, to miejscowa ludność rzucała owoce, jabłka, jakieś pomidory. W każdym razie coś tam można było, jak ktoś bliżej stał, [mógł] odebrać i podać dalej. W każdym razie była jakaś taka solidarność między ludźmi, że się dzielili między sobą. No i po tych trzech dobach znaleźliśmy się w Pile. Gdzieś niedaleko dworca były baraki, był obóz zamknięty i nas wpędzono do tych baraków. Z tym że tam były prycze bez żadnych sienników, tylko były gołe deski i właśnie całe rodziny z dziećmi, kobiety, mężczyźni. Raz dziennie Niemcy przywozili rano czarną kawę, a w południe jakąś niby zupę, bo trudno było nawet określić, jakiego rodzaju było to pożywienie.

Czy do tej czarnej kawy rano nie było żadnego kawałka chleba?

Nie, nic, żadnego chleba nie było. Jedynie poszukiwano mężczyzn chętnych do pracy w polu przy wykopkach, no więc nasz kolega „Zbyszek” zgłosił się, no i pracując tam, przynosił w kieszeniach po kilka ziemniaków, a żeby ugotować te ziemniaki, to trzeba było mieć jakieś naczynie. No więc myśmy nie miały przecież żadnych naczyń, zresztą właśnie rzadziej wydawano nawet raz dziennie zupę, jeżeli ktoś nie miał jakiejś salaterki czy garnka, no to wtedy tej zupy nie dostawał, bo nie miał w co, więc myśmy znalazły na śmietniku jakieś puszki po konserwach i traktowałyśmy to jako właśnie naczynia do tego, żeby chociaż dostać tę puszkę zupy. Poza tym były okropne warunki, to znaczy było tak ciasno, że po dwie osoby [leżały] na takiej wąskiej pryczy. Były piętrowe prycze, drewniane i właśnie bez żadnych sienników, bez żadnych koców, bez niczego, więc myśmy strasznie marzły. Miałyśmy gołe nogi, spódniczki, no i pamiętam, że właśnie obok nas na podłodze, bo nie wszyscy mieścili się na tych pryczach, leżała jakaś rodzina kolejarska, małżeństwo z dwojgiem dzieci. Nakrywali się pierzyną, którą z sobą wzięli, a pewien kolejarz wieszał swój płaszcz na jakimś gwoździu na ścianie obok naszej pryczy i myśmy czekały, aż oni zasną i wtedy brałyśmy sobie ten płaszcz, żeby się nakryć, bo się trzęsłyśmy z zimna.

(...)

No więc w tym obozie byłyśmy mniej więcej około tygodnia. Nic nie było wiadomo, co będzie z nami dalej. Aha, jeszcze jakie tam były warunki higieniczne. Była latryna, gdzie przez całą długość tego baraku przebiegało takie jak gdyby koryto, nad którym przeciągnięte były deski i po prostu wszyscy siadali i załatwiali fizjologiczne potrzeby w ogóle bez… Była jedna jedyna, nawet nie umywalka, tylko to był taki żeliwny zlew z zimną wodą, więc o jakimś myciu nie było nawet mowy. No i warunki były przeokropne. No więc nas właśnie ratowało to, że ten „Zbyszek” przynosił te ziemniaki i jakoś tam gotowaliśmy i dzieliliśmy [się] razem tym, co [przyniósł].
Po kilku dniach nas oddzielono, kobiety wszystkie, i zapędzono do sali, gdzie już umundurowani gestapowcy kazali nam się rozbierać wszystkim do naga i oddać odzież. Ponieważ ja czytałam prasę podziemną, która u nas była prawie codziennie przynoszona przez znajomą w kaneczce do mleka, „Biuletyn Informacyjny”, wiedziałam, że w ten sposób kończy się sprawa żydowska, to znaczy w ten sposób likwidowano Żydów. Więc nas wszystkie kobiety, jak mówię, zbite w gromadkę, nagie, staruszki, i w średnim wieku, i dzieci, razem pędzono do pomieszczenia, gdzie stały koryta z jakimś żrącym płynem. Kazano wszystkie części owłosione głowy, prawda, i w innych miejscach przecierać tym płynem dezynfekującym i po tym nas wprowadzono do pomieszczenia, gdzie w suficie były sitka takie jak do prysznica, więc myśmy, pamiętam, przeżyły wtedy straszny szok. Byłyśmy pewne, że nas zagazują, bo to było zamknięte pomieszczenie i właśnie całe ciasno stałyśmy jedna obok drugiej. Ja pamiętam, że ze „Sławą” trzymałyśmy się za ręce tylko, nic nie mówiłyśmy i czekałyśmy, że będzie nasz koniec. I wtedy puszczono wodę zimną, [dano nam] jakieś szmaty do wytarcia i nadal nagie, na wpół mokre jeszcze, niewytarte, czekałyśmy, aż nam wydadzą odzież, która rzekomo przeszła odwszawianie. W tym celu zabrano tę odzież. Wtedy dopiero po tym odwszawianiu zobaczyłam, że miałam wszy, że wszystkie te wszy, które miały być zabite, zostały przeniesione na inną odzież, tak że myśmy wtedy zobaczyły, że mamy wszy odzieżowe. No i znów zapędzono nas wtedy do wagonów i już nie w takiej ciasnocie, ale jechałyśmy dalej na zachód.
11. Fragment wywiadu z Jerzym Jabłońskim w 2014 roku:
(...) 31 sierpnia [1940 r.] uciekłem – to była niedziela – przez Bremen, Hanower do Berlina pociągami pośpiesznym pierwszej klasy, bo mnie powiedziano, że łatwiej w ten sposób przejechać, nie będąc inwigilowanym przez służbę niemiecką. Zwykle pierwszą klasą jeździli tylko oficerowie niemieccy i z Berlina...

Pan normalnie kupił bilet czy jechał na gapę?

Nie, oficjalnie bilet miałem, wszystko. I z Berlina wsiadłem do pociągu, który miał iść do Poznania, a tymczasem się okazało, że po prostu źle odczytałem na rozkładzie jazdy, z którego toru ma odejść ten pociąg, i mnie w Pile zatrzymał konduktor. Ale zatrzymał z jednego powodu. Mianowicie to już był 1 września, a bilet kolejowy kupiony w kasie w Berlinie był ręcznie wypisywany i kasjer przyłożył pieczątkę, zmieniając daty, przełożył pieczątkę na 1 lipca zamiast na 1 września. Zatrzymał mnie konduktor, niemiecki żandarm też i dobrze, że tłumaczyłem, że przecież jadę z Bremy. A jeszcze chodziło o to, że po co ja w ogóle byłem w Niemczech. No więc wytłumaczyłem bardzo, bardzo, bardzo dokładnie, że w Berlinie na ulicy Szerokiej numer taki, taki, w dużym przedsiębiorstwie budowlanym pracuje mój ojciec. A stąd się dowiedziałem, że na tej ulicy jest coś podobnego? Po prostu dowiedziałem się w pociągu. Jadąc w pociągu pomiędzy pasażerami, oni coś tam właśnie mówili, ja podsłuchałem ich. I w końcu nie aresztowali mnie, tylko kazali czekać na potwierdzenie mojej prawdy, że bilet został kupiony parę godzin [wcześniej], więc omyłka musiała nastąpić w kasie. No, istotnie, po kilku godzinach nawet ten zawiadowca stacji szukał mnie, mając bilet w ręku, że już mogę jechać. Akurat szedł pociąg z Piły do Bydgoszczy, więc nawet na ten bilet, który miałem, przez Poznań, Kutno do Włocławka przestemplował, że mogę jechać tym pociągiem do Włocławka, więc miałem szczęście. I w ostatniej chwili, jak pociąg odchodził, ja z przejścia podziemnego wyskoczyłem i wskoczyłem do tego pociągu, dlatego bo na peronie, dosłownie co kilkadziesiąt metrów, stali policjanci niemieccy czy żołnierze niemieccy, którzy legitymowali wszystkich, którzy wsiadali do pociągu. Mnie udało się wskoczyć do pociągu, jakoś szczęśliwie dojechałem.

Tego 1 września?

Pierwszego września. I 1 września po południu znalazłem się we Włocławku. Stamtąd po kilku dniach pojechałem statkiem parowym do Płocka. Tam miałem zaprzyjaźnionego... miałem wujostwo.
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3153
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: Krzysztof Ju »

Wśród powstańców warszawskich zmarłych w Pile i pochowanych na cmentarzu komunalnym, wg plakatu akcji pilskiej Młodzieży Wszechpolskiej, poza wspomnianymi rok temu Eugeniuszem Grzelakiem ps. Lis oraz Zenonem Wieliczko ps. Kos, są także: Bronisław Smolski ps. Bronek oraz Maria Jankowska.

Obrazek

Bronisław Smolski
Pseudonim: "Bronek"
Data urodzenia: 1926-09-03
Data śmierci: 2004-03-01
Stopień: ułan
Miejsce urodzenia: Mołodeczno
Imiona rodziców: Wincenty - Helena z domu Supranowicz
Udział w konspiracji 1939-1944: Nowogródzki Okręg Armii Krajowej "Nów" - Stołpecko-Nalibockie zgrupowanie AK por. "Góry" ("Doliny")
Oddział: Armia Krajowa - Grupa "Kampinos" - pułk "Palmiry-Młociny" - dywizjon 27. pułku ułanów - 1. szwadron
Szlak bojowy: Kampinos - Jaktorów
Informacje dodatkowe - losy po Powstaniu: Po rozbiciu oddziału przez Niemców pod Jaktorowem aresztowany przez gestapo i zesłany do obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, w którym przebywał do kwietnia 1945 roku. Zmarł 1 marca 2004 r.

Maria Jankowska
Data urodzenia: 1922-02-02
Data śmierci: 1998-02-14
Miejsce urodzenia: Warszawa
Losy po Powstaniu: Niewola niemiecka - brak danych na temat obozu
Numer jeniecki: 106933

Źródło: Powstańcze biogramy - wirtualna baza uczestników Powstania Warszawskiego. Przy Marii Jankowskiej, w plakacie napisano, że była sanitariuszką. Data jej śmierci wyszukana na cmentarz.pila.pl
maciek
Posty: 3
Rejestracja: 23 paź 2016, 18:13

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: maciek »

Informacja o Pani Marii Jankowskiej pozyskaliśmy, z strony straty.pl
Tam pojawia się informacja o przydziale podczas walk, uzupełniając informacje :
Obóz do którego trafiła Pani Maria to Stalag VI C Oberlangen (numer jeniecki 106933)

Z swojej strony zapraszamy serdecznie na "Żywą Kotwice"
Szczegóły :
https://www.facebook.com/events/213986765801658/
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3153
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: Krzysztof Ju »

Dziękuję za uzupełnienie. Wkleję pełny rekord z bazy straty.pl nie tylko dokumentacyjnie, ale są tam też namiary na źródła, gdzie może być coś więcej lub o innych powstańcach powiązanych z naszym regionem.
Straty osobowe i ofiary represji pod okupacją niemiecką - straty.pl pisze:DANE OSOBOWE

nazwisko: JANKOWSKA
imię: Maria
data urodzenia: 1922-02-02
miejsce urodzenia: Warszawa

INFORMACJE O PRZEŚLADOWANIACH

uczestnik walk: Powstanie Warszawskie
jeniec wojenny:
obóz jeniecki: Stalag VI C
miejsce osadzenia: Oberlangen
numer jeniecki: 106933

Źródło: Bańkowska Felicja, Kabzińska Krystyna, Dziewczęta ze Stalagu VIC Oberlangen, Warszawa, 1998

uczestnik walk: Powstanie Warszawskie
stopień wojskowy: sanitariuszka
dodatkowe informacje: Jeńcy wojenni - żołnierze Powstania Warszawskiego
jeniec wojenny:
numer jeniecki: 106933
dodatkowe informacje: Jeńcy wojenni - żołnierze Powstania Warszawskiego

Źródło: opracował Tomasz Łabuszewski, Wielka Ilustrowana Encyklopedia Powstania Warszawskiego T.4 - Jeńcy wojenni - żołnierze Powstania Warszawskiego, Warszawa, 1997
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3153
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: Krzysztof Ju »

Ostatnia część wszystkich wzmianek o Pile znalezionych w zasobach www.1944.pl

Wzmianki z Archiwum Historii Mówionej MPW:

12. Fragment wywiadu z Kazimierzem Olesińskim w 2011 roku.
Później, po jakimś czasie, dostałem się do internatu. Tak że mogłem to skończyć i skończyłem tam średnią szkołę dzienną, liceum mechaniczne w 1951 roku. Później, po tej szkole dostałem nakaz pracy, bo wtedy dawali nakazy pracy. Na tym nakazie pracy mieliśmy pracować u Nowotki (bo powstawała wtedy ta fabryka Nowotki), ale oni mówią: „Takich świeżo upieczonych techników to my nie potrzebujemy”. No to z powrotem nas wcielili, odesłali do MON-u, do Ministerstwa Obrony Narodowej. A Ministerstwo Obrony Narodowej po weryfikacjach, po badaniach lekarskich w Poznaniu, do Piły, do Oficerskiej Szkoły Samochodowej. To był 1951 rok, kiedy trwała „zimna wojna”, potrzebowali szkolić ludzi w kierunku wojskowym. Po takim dziewięciomiesięcznym kursie w Pile dali nam mundury oficerskie i mieliśmy być awansowani. Ale jakoś nam się upiekło, bo to był 1953 rok, już się zaczęła taka jakaś luźniejsza ta cała historia międzynarodowa robić, zdaliśmy z powrotem te oficerskie mundury i zostaliśmy rozesłani w całą Polskę do jednostek wojskowych na praktyki. Bo tam to było tylko dziewięć miesięcy, czyli jeden rok prawie, a później tu drugi rok. No i przyszedł marzec, Stalin „odjechał” na zawsze i nas pozwalniali do domu oczywiście. Ale później brali jeszcze na ćwiczenia i tak się skończyła moja „idylla” z wojskiem.
13. Fragment wywiadu z Witoldem Wajnbergerem w 2008 roku.
Stamtąd [wsadzili] mnie do wagonu w Nowym Dworze Mazowieckim i wywieźli przez Piłę (to się Schneidemühler nazywało za Niemców) do Hagen, to jest miejscowość niedaleko Düsseldorfu, w Zagłębiu Ruhry. (...) [Po wyzwoleniu z niewoli] na piechotę do domu się szło, bo nie było jeszcze kolei. Kolej dopiero od Krzyża szła, a do Krzyża przez pół Niemiec trzeba było przejść na piechotę.
14. Fragment wywiadu z Jerzym Krzyżanowskim w 2012 roku.
Jak nas zawieźli do tego Modlina, to były takie kazamaty, hale takie niemalże i nie sienniki, tylko słoma rzucona. Tam spaliśmy. Tam już byli zgromadzeni jeńcy z pierwszej armii, tak że razem siedzieliśmy. To nie trwało długo, bo chyba dwa czy trzy dni. Jakąś zupę dawali nam. Polaków zaangażowano, oni przygotowywali krupnik czy coś w tym rodzaju. Po paru dniach wyjazd jest. Okazuje się, że jedziemy do Niemiec. Zawieźli nas chyba na dworzec Praga… Tam w takich bydlęcych wagonach ruszyliśmy w stronę Niemiec, do Piły. W Pile (to wtedy nazywało się Schneidemühl) też byliśmy chyba ze dwa, trzy dni. To był tylko jako obóz przejściowy. Potem następny wyjazd do Meiningen.
15. Fragment wywiadu z Mironem Ptaszyńskim w 2005 roku.
(...) jak brata aresztowali, wywieźli go na Skaryszewską, na drugi dzień żeśmy pojechali z ojcem, to już go wywieźli i brat był w Sznajdemil. A Sznajdemil to dzisiaj są tereny polskie, to jest Piła. I on z tym „P” pracował u baora, wyszedł za stodołę i natkną się na czujkę sowiecką, i oni go zabrali ze sobą i wcielili go do wojska polskiego i nie poszedł na Berlin tylko poszedł na Kołobrzeg i całe swoje życie spędził w wojsku. I w tym roku umarł.
16. Fragment wywiadu z Zdzisławem Dylągiem w 2006 roku.
[Po wojnie] przyjęli mnie i dają mi skierowanie na trzymiesięczne ćwiczenia do Piły do szkoły samochodowej. Mówię, że ja po pierwsze nie mam w ogóle na to ochoty, ale przede wszystkim z samochodami nie mam nic wspólnego, jestem z branży budowlanej. Więc ci żołnierze podpatrzyli czy nie są pomylone papiery. Nazwisko się zgadza. Akurat na 1 Maja jechałem do Piły.
Dojechałem i tam mnie ubrali, jak się mówi obecnie, w kamasze. Tam szkolili nas tak, owak. Z początku było ciężko, głodno nawet, a potem dali nam przyzwoitą normę wyżywienia. I takie koszarowe życie się zaczęło, służby, nie służby. Dbali o nas do tego stopnia, że tam było towarzystwo. To był tak zwany kurs KDO – Kurs Doskonalenia Oficerów. Tam było towarzystwo z wyższym wykształceniem. Na miejscu oficerowie byli skromniejsi trochę. Jak były ćwiczenia, leżenie na polu, to pelerynę nam podkładali swoją, tak elegancko. Tam nas szkolili, szkolili. Taki też obrazek śmieszny, bo zrobili nam alarm w nocy, wymarsz do lasu. Wędrujemy borem, lasem, ciemno, ciemno, ale przyjemnie. Mnie się oderwała zelówka od buta. Więc człapię tym, mówię: „Nie mogę iść z karabinem.” [Powiedzieli], żebym sobie poszedł do koszar. Tak powędrowałem z tym karabinem. Nocą ciemną dotarłem.
Pod koniec już wysłali nas do Piły, żeby tam dobrać sobie mundury. To było też trochę niepokojące, bo po co nam mundury jak nam się kończą ćwiczenia. Pojechaliśmy do tej Piły, tam nam dobrali mundury, ale bez żadnych dystynkcji. Wróciliśmy do Piły. Czekamy, co będzie dalej. Ponieważ planowe ćwiczenie się już skończyło, to zaczęli nas brać do roboty, do różnych robót: do wyładowywania węgla do porządków. Trafiłem do grupy, która miała naprawić basen, właściwie przystań na jeziorach. Tam są piękne jeziora w okolicach Piły. Więc pojechaliśmy, pięknie było. Kąpaliśmy się, parę desek przybiliśmy. Wszystko było bardzo pięknie, gdyby nie to, że jak tym samochodem jechaliśmy, to kolega chciał w mieście coś kupić, wyskakiwał i pierwszy raz to widziałem, bo słyszałem, ale nie widziałem, że obrączką zaczepił o jakiś wystający element tej ciężarówki. Podcięło mu całą skórę w palcu. Do szpitala poszedł z tym. To był taki nieprzyjemny moment.
Ale wracamy znowuż i następny kolejny dzień, znowu ci, którzy brali do roboty, czekają już na skraju chodnika, a wychodzi nasz dowódca kursu KDO i mówi: „Dzisiaj pracy nie ma, koniec, ubierać mundury.” Miał rozkaz o mianowaniu, że ten do stopnia porucznika, ten do stopnia podporucznika, porucznika, podporucznika, i tak dalej. Do podporuczników to dawali tych, którzy byli u Andersa przedtem, a tak to dawali porucznika na ogół. Tam już dwóch było, którzy mieli mianowanie, to byli historycy z Krakowa, już mieli mundury swoje, rozebrali ich z tych mundurów, w byle czym chodzili. Ale w końcu teraz [kazali] ubierać się szybko, przypinać dystynkcje i wieczorem wyjazd do kadr. To już coś czujemy, że nie wychodzimy do cywila. Następnego dnia w kadrach tego tam, tego tu wysyłają w ten koniec Polski, innego w inny koniec. Na końcu mówią: „Słuchaj, powstaje Wojskowa Akademia Techniczna, ty byłeś asystentem, to ty próbuj tam.” Poradzili i rzeczywiście chwyciło. Dali mi skierowanie do WAT-u. Na drugi dzień przyjeżdżam do WAT-u na Bemowo (...)
17. Fragment wywiadu z Władysławem Młynarczykiem w 2005 roku.
No to też właśnie, [z] tym wojskiem. Jak wyszedłem stamtąd, to już miałem dwadzieścia siedem lat, mówię: trzeba się ożenić, już to bykowe płaciło się za komuny. Kto skończył dwadzieścia pięć lat a nie był żonaty, to podatek bykowy płacił. (...) Pojechaliśmy do Wałcza, tam generałowie walczyli na mapach armii zaprzyjaźnionych i trzeba było oświetlenie na zewnątrz robić, jak i wewnątrz. Wtedy dowódcą wojsk lotniczych był generał Frej-Bielecki. Do Piły przylatywał odrzutowcem, a z Piły do Wałcza helikopterem.
18. Fragment wywiadu z Januszem Ginalskim w 2014 roku.
Ja również w czerwcu czterdziestego szóstego roku, po maturze zaraz, wyjechałem do Rzadkowa na kurs szybowcowy. No i trwało to cały chyba czerwiec, może zahaczyło o część lipca, gdzie na szybowisku w Rzadkowie (to było między Piłą a Chodzieżą, już na Ziemiach Odzyskanych), było lotnisko poniemieckie, sporo niemieckiego sprzętu. Lataliśmy na SG-38, niemieckich szybowcach. Ukończyłem ten kurs, dostałem kategorię D pilota szybowca (...)


19. Inne, drobne już, wzmianki w wywiadach: Jadwiga Zbyszyńska-Grzybowska wspominała o Tadeuszu Igielskim, powstańcu, który pochodził z mieszanego małżeństwa spod Piły. Antoni Rusin po wojnie aresztowany przez UB w Szczecinie i na przesłuchania przewieziony przez Piłę do Włocławka. Kazimiera Ludwiczak, która w konspiracji uczyła Marię Magdalenę Smoleńską po wojnie osiedliła się na stałe w Pile. Henryk Stefan Kawecki uciekając z robót przymusowych do Polski błędnie określił Piłę jako stację przygraniczną pomiędzy Niemcami a Generalnym Gubernatorstwem. Janusz Gołuchowski i Barbara Potyra, Marian Gałęzowski oraz Edward Hadryś wspominali, że przez Piłę szedł transport wysiedlonych z przedmieść Warszawy do obozów pracy w Niemczech. Do berlingowców dołączyli Marian Grabusiński i Józef Zbigniew Polak maszerując m.in. przez Piłę. Po wojnie służbę wojskową odbyć miał w Pile Józef Baziukiewicz. Prawdopodobnie po wojnie lub pod jej koniec rodzina Zdzisława Stawczyńskiego na krótko ulokowała się w Pile, by znów wrócić do zrujnowanej stolicy.

Wzmianki z Powstańczych Biogramów MPW:

20. Aleksy Makowelski (Uwaga! Niekoniecznie o naszej Pile, niewykluczone, że inna Piła):
Udział w wojnie obronnej 1939
Walczył w szeregach 80. pułku piechoty w składzie Armii "Modlin". Po kapitulacji poszedł do niewoli, z której wkrótce udało mu się zbiec dzięki biegłej znajomości języka niemieckiego i przekupieniu niemieckiego strażnika. Udał się do Piły, gdzie odwiedził brata Mikołaja, a stamtąd wyjechał do Warszawy.

Udział w konspiracji 1939-1944
W konspiracji działał prawdopodobnie od 1941 r. W październiku tego roku aresztowany przez Gestapo. Przeszedł ciężkie śledztwo połączone z torturami, ale nie przyznał się do działalności konspiracyjnej i został zwolniony. Miał obowiązek regularnego meldowania się na policji. Po odzyskaniu wolności wyjechał do brata Mikołaja mieszkającego w Pile. Tam opiekowała się niem szwagierka. Po pewnym czasie wyjechał do Warszawy, gdzie nawiązał kontakty z Armią Krajową. W latach okupacji aktywnie pomagał ukrywającym się Żydom, którym dostarczał fałszywe dokumenty.
21. Ksawery Grocholski "w 1939 r. był dwukrotnie aresztowany przez Niemców, został przewieziony do Piły, posądzony o to, że jest ukrywającym się pułkownikiem Wojska Polskiego. Osadzony w niemieckim obozie koncentracyjnym KL Auschwitz (Oświęcim), zwolniony dzięki staraniom żony, Polki urodzonej w Austrii. W konspiracji od 1943 r. - oficer wywiadu 1. Rejonu V Obwodu (Mokotów) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej". Po wojnie w 1947 r. stracony przez terror komunistyczny.

22. Lech Rokicki (lub Lech Ran-Rokicki) po wojnie "25 maja 1945 został mianowany wicestarostą w Skwierzynie. W sierpniu 1945 przenosi się do Piły. W czasie pobytu w Pile był prezesem Zarządu Powiatowego Stronnictwa Pracy, członkiem Prezydium Miejskiej Rady Narodowej (od października 1946 do listopada 1947), członkiem Komisji Porozumiewawczej Partii i Stronnictw Demokratycznych. W marcu 1949 przenosi się z Piły do Józefowa pod Warszawą, pracując w Warszawie".

23. Jan Dobrosław Miniakowski po powstaniu "wywieziony do obozu w Zakroczymiu, następnie do obozu w Pile (niem. Schneidemil), skąd po kilku dniach został przewieziony wgłąb Niemiec - na roboty przymusowe (...)".

24. Narcyz Włodzimierz Turczyński "po wyzwoleniu i powrocie do kraju zamieszkał w Pile (10.05.1945). Kontynuuje naukę jako uczeń Państwowego Gimnazjum Koedukacyjnego w Pile, uzyskując w roku 1947 egzamin maturalny. Od 1948 do 1952 r. kierownik techniczny Zakładów Żwirowni i Betoniarni w Dolaszewie, powiat Wałcz. Po powrocie w 1952 roku do Legionowa podejmuje pracę w ZPPK - Przedsiębiorstwo Sprzętowo-transportowe Budownictwa Kolejowego w Warszawie (...)".

25. Wg dokumentu złożonego w Starostwie Powiatowym w Pile dnia 19 kwietnia 1947 r. Stanisław Jasik mieszkał wówczas w Pile przy ul. Chodzieskiej 88 (dziś. ul. Wiosny Ludów). Dokument był poświadczeniem, że Stanisław Jasik uczestniczył w konspiracji i walczył w szeregach AK a poświadczali inni AK-owcy też mieszkańcy Piły: Marian Kowalski (zamieszkały wówczas przy ul. Warsztatowej 4/3) i Józef Klak (ul. Częstochowska 1/1, ob. Komuny Paryskiej).

Obrazek
fot. 1944.pl
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3153
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Powstanie warszawskie a Piła

Post autor: Krzysztof Ju »

Niechlubna ciekawostka: Erich von dem Bach-Zelewski, dowódca sił niemieckich pacyfikujących powstanie warszawskie, współtwórca powstania obozu Auschwitz-Birkenau i odpowiedzialny za zbrodnie w Polsce i ZSRR, na początku lat trzydziestych tworzył struktury SS i SS-Grenzschutzformationen w rejencji pilskiej i frankfurckiej.

Informacja ta padła dwukrotnie podczas procesów norymberskich, gdy był przesłuchiwany w charakterze świadka w dniu 7 stycznia 1946 i 14 stycznia 1948 r. Erich von dem Bach-Zelewski za swoje zbrodnie w praktyce nie został ukarany.

Obrazek Obrazek
Źródło: Trial of the Major War Criminals Before the International Military Tribunal. Nuremberg. ("Blue Series"). 14 November 1945 - 1 October 1946., Norymberga 1947, tom 4, s. 475 i 476. Publikacja dostępna na stronie www.loc.gov

Obrazek
Źródło: Transkrypcja przesłuchania z 14 stycznia 1948 r. podczas siódmego procesu norymberskiego dostępna w Harvard Law School Library Nuremberg Trials Project - bazie zdigitalizowanych materiałów związanych z procesami norymberskimi pod adresem nuremberg.law.harvard.edu

I tak na marginesie: w materiałach procesów norymberskich udostępnionych we wspomnianej bazie jest trochę wzmianek o Pile. Na przykład o ukończeniu w niej studiów w roku 1913 przez Hermanna Foertscha urodzonego niedaleko Trzcianki, który w siódmym procesie norymberskim zasiadł na ławie generałów oskarżonych o zbrodnie na Bałkanach i ostatecznie został uniewinniony.
ODPOWIEDZ

Utwórz konto lub zaloguj się, aby dołączyć do dyskusji..

Musisz być zarejestrowanym użytkownikiem, aby móc opublikować odpowiedź.

Utwórz konto

Zarejestruj się, aby dołączyć do Nas!
Zarejestrowani użytkownicy, mają dużo więcej przywilejów, związanych z użytkowaniem forum.
Rejestracja i korzystanie z forum jest całkowicie bezpłatne.

Zarejestruj się

Zaloguj się