Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Fakty, wydarzenia i ciekawostki z życia powojennej Piły w nawiązaniu do historii.
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3134
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Post autor: Krzysztof Ju »

Założyłem wątek dla wspomnień związanych z Piłą powojenną. Analogicznie do wątku ze wspomnieniami o Pile sprzed 1945 roku w dziale "Historia Schneidemühl".
faktypilskie.pl pisze:Obrazek

Pan Wypig

Obrazek
fot. faktypilskie.pl

REPORTAŻ. - Miałem być fotografem. Dogadałem się ze znajomym, że będę się u niego szkolił. Ale postawiłem warunek: tylko nic nie mów moim rodzicom! A on pewnego dnia się tym pochwalił i miałem w domu wielką awanturę. Moje plany musiały ulec zmianie – wspomina Zygmunt Selwat, właściciel pilskiej firmy WYPIG.

Jest rok 1947. Zygmunt dowiaduje się, że w jego rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim jest wolne miejsce w wytwórni pieczątek Alba. W ten sposób podejmuje naukę w fachu, któremu już pozostanie wierny.

Wtedy jest jeszcze krótko po wojnie. Wiele zleceń jest dla wojska: pieczątki z godłem. Każdy druk na pieczątce musi byś ściśle zarachowany. Potem komuna pójdzie jeszcze dalej – bez zezwolenia na pieczątce nie będzie mógł pojawić się żaden tekst.

- W 1956 roku wróciłem z wojska do Alby. Ale chciałem już pójść na swoje. Rozesłałem zapytania do Cechów Rzemiosł Różnych, czy jest sens założenia firmy z pieczątkami gumowymi? Najbardziej optymistyczna informacja nadeszła z Piły od szefa cechu Konrada Ciemnoczołowskiego. Napisał, że najbliższe wytwórnie pieczątek są w Bydgoszczy, Poznaniu i Koszalinie. A więc sens jest.

Zygmunt przyjeżdża do Piły z jedną walizką, w której jest trochę czcionek, gipsowa matryca i ręczne wiertło. Ma jeszcze tapczan – i to cały dobytek. Działalność rozpoczyna 7 listopada 1956 roku (notabene: w rocznicę święta Rewolucji Październikowej) w pokoiku przy ulicy Mireckiego. Od początku pod szyldem WYPIG, stanowiącym skrót od Wy(rób) Pi(eczątek) G(umowych).

- Pierwsze zlecenie na pieczątkę pochodziło od miejscowego krawca. Kiedy zapłacił mi za robotę, wreszcie mogłem kupić chleb i masło.

Cały artykuł już jutro w nowym numerze naszej gazety.


Źródło: www.faktypilskie.pl
Data wydania: 23 lipca 2015
PilTom
Posty: 24
Rejestracja: 08 gru 2011, 13:34

Re: Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Post autor: PilTom »

Na stronie parafii Świętej Rodziny trwa wakacyjny cykl "Z kart kronik". W każdą wakacyjną niedzielę opisywane jest wydarzenie z przeszłości.

Dzisiaj można przeczytać o tym jak kronikarz wspomina budowę kościoła na os. Górnym: http://swietarodzina.pila.pl/2015/07/z- ... -rok-1978/

Reszta odcinków: http://swietarodzina.pila.pl/tag/wakacy ... rt-kronik/
Artykuły podparte są archiwalnymi zdjęciami.
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3134
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Post autor: Krzysztof Ju »

Dwa tygodnie temu pojawił się fragment reportażu/wywiadu z Zygmuntem Selwatem, właścicielem firmy Wypig. Niedawno faktypilskie.pl opublikowały całość razem z materiałem filmowym (kronika rodzinna, filmy amatorskie).
faktypilskie.pl pisze:Obrazek

Pan Wypig

Obrazek
fot. faktypilskie.pl

REPORTAŻ. - Miałem być fotografem. Dogadałem się ze znajomym, że będę się u niego szkolił. Ale postawiłem warunek: tylko nic nie mów moim rodzicom! A on pewnego dnia się tym pochwalił i miałem w domu wielką awanturę. Moje plany musiały ulec zmianie – wspomina Zygmunt Selwat, właściciel pilskiej firmy WYPIG.

Jest rok 1947. Zygmunt dowiaduje się, że w jego rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim jest wolne miejsce w wytwórni pieczątek Alba. W ten sposób podejmuje naukę w fachu, któremu już pozostanie wierny.

Wtedy jest jeszcze krótko po wojnie. Wiele zleceń jest dla wojska: pieczątki z godłem. Każdy druk na pieczątce musi byś ściśle zarachowany. Potem komuna pójdzie jeszcze dalej – bez zezwolenia na pieczątce nie będzie mógł pojawić się żaden tekst.

- W 1956 roku wróciłem z wojska do Alby. Ale chciałem już pójść na swoje. Rozesłałem zapytania do Cechów Rzemiosł Różnych, czy jest sens założenia firmy z pieczątkami gumowymi? Najbardziej optymistyczna informacja nadeszła z Piły od szefa cechu Konrada Ciemnoczołowskiego. Napisał, że najbliższe wytwórnie pieczątek są w Bydgoszczy, Poznaniu i Koszalinie. A więc sens jest.

Zygmunt przyjeżdża do Piły z jedną walizką, w której jest trochę czcionek, gipsowa matryca i ręczne wiertło. Ma jeszcze tapczan – i to cały dobytek. Działalność rozpoczyna 7 listopada 1956 roku (notabene: w rocznicę święta Rewolucji Październikowej) w pokoiku przy ulicy Mireckiego. Od początku pod szyldem WYPIG, stanowiącym skrót od Wy(rób) Pi(eczątek) G(umowych).

- Pierwsze zlecenie na pieczątkę pochodziło od miejscowego krawca. Kiedy zapłacił mi za robotę, wreszcie mogłem kupić chleb i masło. Potem zwróciłem się do Narodowego Banku Polskiego, który mieścił się w budynku dzisiejszej Szkoły Policji, o pożyczkę na zakup elektrycznej wiertarki. Ale nie miał mi kto poręczyć, bo nikogo w Pile nie znałem. W końcu poręczył za mnie… dyrektor banku, pan Zajęcki.

WYPIG znalazł siedzibę przy Okrzei 56 (- Poczta pociągnęła kabelek, założyła centralkę z dzwonkiem i korbką i miałem łączność z domem na Robotniczej). Potem przeniósł się na Bieruta.

- Na początku władze miasta były wręcz zainteresowane tym, by ktoś robił pieczątki. Ale z jednej strony niby zainteresowanie było, a z drugiej Piła słynęła z tego, że coraz bardziej likwidowano prywatną inicjatywę. Któregoś dnia na egzekutywie w „białym domku” podjęto uchwałę, że trzeba ściągnąć dla mnie konkurencję. I ściągnęli z Chodzieży, nawet dali człowiekowi mieszkanie. Ale coś mu nie wychodziło i dość szybko zwinął interes.

Za to panu Zygmuntowi interes szedł całkiem dobrze. Był trzecią osobą w Pile, która dorobiła się prywatnego samochodu.

- To był Opel Kadett. Kupiłem go w Poznaniu. Kiedy wracając chciałem zahamować, wystawiałem nogę na zewnątrz, bo okazało się, że nie było hamulców.

Ale zdecydowanie większy sentyment miał do późniejszego auta – pięknego, koralowego Wartburga, który przykuwał uwagę, gdy jechał ulicami Piły (auto uwiecznione zostało na wzruszającej filmowej kronice rodzinnej z lat 60.).




- Ważnym momentem w historii WYPIG-u było zamówienie z Lumenu (późniejszego Philipsa), które spowodowało kupno grawerki. Po to, by móc robić pieczątki na żarówkach. Nocowałem kiedyś w hotelu w Wiedniu, patrzę: świeci się żarówka, a na niej moja pieczątka!

Później WYPIG był m.in. pierwszym importerem do Polski produktów austriackiej firmy Trodat. Jako drugi w kraju, po firmie Bazarnik z Warszawy, miał na wyposażeniu automaty stemplarskie.

- Jak pokazaliśmy się z nimi na Targach Poznańskich, zainteresowanie było tak wielkie, że do naszego stoiska non stop stała kolejka. Pokazali nas nawet w dzienniku telewizyjnym. Padaliśmy ze zmęczenia, ale sukces był niesamowity!

Albo historia wcześniejsza, gdy Zakłady Ziemniaczane zamówiły w WYPIG-u dużą pieczęć na worki i trzeba było wykazać się nie lada pomyślunkiem.

- Spieszyło im się, musiałem to zrealizować w ciągu trzech dni. Tylko jak? Wymyśliłem taką „maszynę” z drewna, do tego koło od roweru i piłeczka, która chodziła dół-góra. Pracowałem nad tą pieczęcią bez przerwy 34,5 godziny. Opuszki palców miałem zjechane do krwi. Ale zdążyłem.

Każda wykonana pieczątka musiała mieć ślad w rejestrze. Pan Zygmunt przestrzegał tego skrupulatnie, dzięki czemu do dziś zachowała się pełna historia zleceń dla WYPIG-u. Ich inwentaryzacją zajmuje się teraz Towarzystwo Miłośników Piły. Powstaje jedyna w swoim rodzaju „historia Piły w pieczątkach”.

- Pamiętam z dawnych czasów, jak pojechałem z żoną do Wiednia. Czeski pogranicznik dziwił się, że zamierzam z rodziną wrócić do Polski. „Ma pan z sobą żonę, córkę, syna, komplet. I chce pan wracać?” – niedowierzał. Nie mógł zrozumieć, że tutaj mam swój dom, firmę. Że mam do czego wracać.

*

Z zawodowych planów związanych z fotografią nic nie wyszło, ale pasja pozostała. Zygmunt Selwat realizował ją jako filmowiec-amator.

Było z tym tak: któregoś dnia jedzie do Krakowa na spotkanie z dziewczyną. Idąc na randkę widzi w komisie kamerę na film 8 mm. Nie namyślając się wiele kupuje ją. Z dziewczyną już się nie spotyka.

- Jeszcze w Gorzowie byłem członkiem Polskiego Towarzystwa Fotograficznego. Poznałem ludzi z telewizji poznańskiej. Pan Zielazek zgodził się być naszym instruktorem i prowadzić wykłady i warsztaty filmowe.

Na początku lat 60. wychodzi z inicjatywą założenia przy Pilskim Domu Kultury Amatorskiego Klubu Filmowego, który później przyjmie nazwę „Rondo”. Działa głównie w tandemie z Kazimierzem Marcinkowskim, dziennikarzem i późniejszym redaktorem naczelnym Ziemi Nadnoteckiej. Przełomem jest zakup kamery 16 mm. Odtąd regularnie powstają Pilskie Kroniki Filmowe, rejestrujące wydarzenia z miasta.

- Jako czołówkę do Pilskich Kronik Filmowych wykorzystałem pomnik stojący na ówczesnym placu PPR. W ZNTK zrobili jego mosiężny odlew, który potem ustawiłem na gramofonie, włączyłem wolne obroty i tak kręcącego się filmowałem go.




Zygmunt ma w sobie żyłkę reporterską, ale też ciągnie go do większych form. Na wojewódzki konkurs filmów AKF jedzie film „Przywrócona życiu” – dokumentalny zapis jednego dnia z życia miasta kiedyś skazanego na zagładę, od świtu do zmierzchu. Wczesnym rankiem z Marcinkowskim wspinają się na wieżę kościoła św. Rodziny, by nakręcić pierwsze ujęcie: panoramę miasta budzącego się do życia. Jury przyznaje im III nagrodę.

Swoistym dokumentem tamtych czasów jest film „Rififi”, krótka fabuła o tym, jak ryzykowna dla przestępcy (w tej roli wystąpił Aleksander Pieczul, jeden z ówczesnych animatorów kultury w Pile) okazała się kradzież rolki papieru z eleganckiej toalety Pilskiego Domu Kultury.

- W 1967 roku zorganizowany został w Pile I Ogólnopolski Przegląd Filmów Amatorskich o Ziemiach Zachodnich i Północnych (kolejna edycja w 1969 roku). Zjechało się bardzo dużo ludzi, jednak była odgórna sugestia, by w pierwszej kolejności wyświetlać filmy polityczne. No i wymiotło nam widownię. Potem na tych „normalnych” pokazach uczestniczyła już tylko garstka widzów. Pamiętam, jak pojechałem z żoną na Międzynarodowy Festiwal Filmów Amatorskich w Mariańskich Łaźniach w Czechosłowacji. Fantastyczny film dali tam Rosjanie, ludzie na końcu wstali i zaczęli klaskać. Nagle okazało się, że to jeszcze nie koniec, tylko dalej z ekranu szła oficjalna propaganda, bo tak musiało być. I film przepadł – wspomina pan Zygmunt.

Zresztą nie trzeba szukać daleko: w AKF „Rondo” powstał film „Partia” w realizacji Gwidona Frąckowskiego i Henryka Rucińskiego (ten ostatni pracował w laboratorium pilskiej Nafty i miał możliwość wywoływania filmów). Film traktował o partii szachów, ale, rzecz jasna, z oczywistą aluzją. Efekt był taki, że na jednym z konkursów pod wpływem cenzury trzeba było zmienić tytuł na „Partyjka”. Ale aluzja i tak pozostała.

- Wiedzieliśmy, że mamy swego „opiekuna” z ramienia MO, który zresztą nawet się z tym nie krył. Ale nam nie chodziło o politykę. Za dyrektora Eugeniusza Wieczorka Pilski Dom Kultury bardzo prężnie działał, były spotkania autorskie, koncerty, bale, na nasze spotkania filmowe przyjeżdżał Zanussi. AKF dysponował studiem nagrań, na zapleczu powstała piękna sala projekcyjna. I kiedy powstały naprawdę dobre warunki dla działalności klubu, na zebraniu zarzucono mi, że ukradłem filmy na własny użytek. Dla mnie był to szok. Powiedziałem: „Proszę mi wystawić rachunek, zapłacę, ale mnie już tu nie ma”. I to była ta iskra, która spowodowała, że niebawem klub się rozpadł. Potem ponoć nowy dyrektor kazał spalić wszystkie filmy. Być może ten ktoś, kto dostał takie polecenie, coś z nich zachował… To były filmy amatorskie, które jednak i dzisiaj bez wstydu można by pokazać.




Wracając do pilskiego przeglądu z 1967 roku: AKF „Rondo” zdobył wówczas dwie nagrody. Jedna z nich była za film Zygmunta Selwata „Nie dotykaj”, poświęcony m.in. śmierci w 1958 roku jedenaściorga dzieci od bomby wyłowionej z Gwdy oraz innej, ale równie podstępnej śmierci, która czyhała na swe ofiary pod krzakiem bzu jeszcze dwadzieścia lat powojnie. Film cieszył się dużym zainteresowaniem, chciano go nawet skopiować i rozpowszechniać, ale rozmowy w tej sprawie z Wytwórnią Filmową Wojska Polskiego „Czołówka” szły bardzo opornie.

Obrazek
Na planie filmu "Nie dotykaj".

*

Od 1969 roku WYPIG ma siedzibę w jednym miejscu – przy ulicy Kujawskiej 3 w Pile. Współczesna działalność firmy opiera się na długoletniej tradycji i nowoczesnej technologii, czego świadectwem jest solidność i wzorowa estetyka wykonywanych usług.

- Te prawie 60 lat zrobiło swoje. Niektórzy nawet zwracają się do mnie: panie Wypig. A ja powtarzam, że WYPIG to od dawna nie tylko pieczątki, ale także m.in. grawerowanie laserem, grawerowanie ręczne, maszynowe, druk transferowy. To artystyczne prace, które powstają na indywidualne zamówienie klienta. Ale jakoś w powszechnym skojarzeniu nie mogę się od tych pieczątek uwolnić – śmieje się Zygmunt Selwat.

Mariusz Szalbierz


Źródło: www.faktypilskie.pl
Data wydania: 4 sierpnia 2015
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3134
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Post autor: Krzysztof Ju »

faktypilskie.pl pisze:Obrazek

Arno Giese "Uff, nie spaliłem Kopenhagi"

"Uff, nie spaliłem Kopenhagi" - to tytuł najnowszej książki Arno Giese o Bogdane Likusie. Spotkanie promocyjne odbędzie się 12 września o godzinie 17.00 na pilskim lotnisku przy schronohangarze nr 5 przy samolocie Su-22.

Wśród osób, które podczas spotkania kupią ksiązkę, rozlosowany zostanie m.in. lot widokowy nad Piłą.

*
Bogdan Likus, swego czasu był jednym z najzdolniejszych i wyróżniających się pilotów w Siłach Zbrojnych Wojsk Lotniczych PRL. Należał do grupy polskich pilotów, którzy z Hermaszewskim typowani byli do lotu w kosmos. Uczestnicząc w pamiętnej defiladzie z 22 lipca 1974 roku, z Gierkiem na trybunie, przy szybkości około 720 km/h przeleciał ulicą z kolegami na SU-20 między Domem Towarowym Centrum a Pałacem Kultury. Trzykrotnie szkolony w ZSRR – w Krasnodarze na SU–7, SU–20 i SU–22.

Był pierwszym pilotem, który na lotnisku wojskowym w Pile lądował samolotem SU-22. Katapultował się z uszkodzonego Su-7U przeżywając przeciążenie ponad 20 G, czyli sytuację, w której jego ciało ważyło ponad tonę. Był takim asem lotnictwa wojskowego, że w czasach „zimnej wojny” jego podobiznę publikowały amerykańskie informatory i encyklopedie wojskowe. Był najmłodszym polskim pilotem wojskowym, który w 1978 roku w Lidzie na Białorusi należał do grupy pierwszych polskich pilotów wojskowych, szkolonych w Związku Radzieckim do zrzucenia „specawiabomba” – „specAB” – tak Rosjanie nazywali bombę atomową. Tam też dowiedział się o swoim przyszłym zadaniu w wojnie między Układem Warszawskim a państwami paktu NATO.

Prócz „wyrąbania bombami” korytarza dla Wojsk Pancernych Układu Warszawskiego zajmujących imperialistyczny zachód, miał zrzucić bombę atomową na Kopenhagę i Lubekę. Wielokrotnie ćwiczył samolotami odrzutowymi loty na wysokości około 100 metrów.

Mimo 69 lat nadal jest czynnym pilotem cywilnym.


Źródło: www.faktypilskie.pl
Data wydania: 8 sierpnia 2015
Matey#24
Posty: 267
Rejestracja: 17 sty 2013, 00:53

Re: Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Post autor: Matey#24 »

Wiadomo coś o cenie książki?
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3134
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Post autor: Krzysztof Ju »

Matey24, w sprawie nabycia książki trzeba pisać do wydawcy http://pdhouse.pl/#book
PilTom
Posty: 24
Rejestracja: 08 gru 2011, 13:34

Re: Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Post autor: PilTom »

swietarodzina.pila.pl pisze:Obrazek

Pilska droga do wolności oczami ks. Styrny

Nowa książka wśród lokalnych, historycznych publikacji to kronika naszej parafii z lat 80. XX w. Dostępna jest na Allegro.

W rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w sali św. Jana Bosko odbyła się prezentacja książki „Pilskie drogi do wolności. Kronika parafii Świętej Rodziny w Pile. 16 października 1978 – 18 czerwca 1989.”

— Kiedy kronika wpadła mi w ręce to okazało się, że jest to niezwykle bogate źródło informacji o latach 80. XX wieku w Pile. Pokazuje jak historia regionu wyglądała na prawdę. Kto był bohaterem, a kto zdrajcą — opowiada o książce autor, ks. dr Jarosław Wąsowicz SDB.

Publikacja upamiętnia czas od wyboru papieża Jana Pawła II do II tury wyborów kontraktowych. W tym czasie było trzech proboszczów: ks. Zdzisław Weder SDB, ks. Stanisław Styrna SDB i ks. Władysław Kołyszko SDB.

— Większość materiału zgromadził kapelan „Solidarności”, ks. Styrna. Dzięki jego odwadze, parafia Świętej Rodziny stała się miejscem, które promieniowało na całą okolicę. Stało się schronieniem dla ludzi „Solidarności”, miejscem animacji chrześcijańskiej kultury, katolickiej nauki społecznej. Ówczesny proboszcz miał dobry zwyczaj, że robił codziennie notatki, w których opisywał wydarzenia nie tylko parafialne, ale również ogólnopolskie — dodaje ks. Wąsowicz.

Książkę można nabyć w parafii Świętej Rodziny w Pile (prosimy o wcześniejszy kontakt e-mailem: parafia@swietarodzina.pila.pl») lub też w serwisie Allego.pl».

Obrazek
fot. swietarodzina.pila.pl (więcej zdjęć z promocji książki i nagranie audio w linku poniżej)


Źródło: www.swietarodzina.pila.pl
Data wydania: 15 grudnia 2015
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3134
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Post autor: Krzysztof Ju »

asta24.pl pisze:Obrazek

Aleksandra Bogdan o Poznańskim Czerwcu

Spotkanie pełne wspomnień i wzruszeń. Tak można podsumować obchody Poznańskiego Czerwca w Pile. Bohaterką tego dnia była Aleksandra Bogdan, rodowita Poznanianka, która jednak większość życia spędziła w Pile.

Ona 28 czerwca 1956 roku została kilkukrotnie postrzelona przez radzieckich żołnierzy na moście Teatralnym w Poznaniu. Podobnie jak wielu innych….

I strzelił mu z pistoletu prosto w czoło. Jak ja to zobaczyłam zaczęłam krzyczeć. W międzyczasie dostałam kulę pod ramię, mam jedną wyjętą po tygodniu, drugą dostałam w korpus bardzo blisko serca a trzeci strzał dostałam w głowę i ułamek sekundy, głowę miałam tak nisko położoną, że ułamek sekundy byłabym przeszyta – opowiada Aleksandra Bogdan, uczestniczka Poznańskiego Czerwca.

Straciła przytomność. Z nasypu mostu za nogi ściągnął ją jeden z uczestników protestu i zaniósł ją na rękach do szpitala przy ul. Szkolnej. Nie chcieli jej ratować, bo lekarze nie dawali jej szans na przeżycie. W starciach z milicją i wojskiem 28 czerwca 1956 roku zginęło 57 osób, a około 600 osób zostało rannych.




Tego dnia około 100 tysięcy poznaniaków wyszło na ulice aby zaprotestować przeciwko złym warunkom pracy i życia. Większość z nich, podobnie jak Aleksandra Bogdan spontanicznie przyłączyło się do protestujących. Domagali się obniżek cen żywności i podniesienia pensji. Manifestacja kierowała się w stronę starego rynku. Na Moście Teatralnym czekało jednak już na nich wojsko. Odcięło drogę ucieczki z mostu i zaczęło strzelać do protestujących cywilów.
Bunt ten uznawany jest za ostatnie polskie powstanie w nowożytnej historii.


Źródło: www.asta24.pl
Data wydania: 29 czerwca 2016
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3134
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Post autor: Krzysztof Ju »

Na tvn24.pl dnia 27 września 2014 r. opublikowano artykuł Tamary Barriga o życiu Włodzimierza Kałdowskiego.

Włodzimierz Kałdowski urodził się w 1923 roku w Bydgoszczy. Od 1935 roku został amatorem fotografii a w czasie wojny potajemnie dokumentował życie miasta pod terrorem hitlerowskim. W styczniu 1945 roku, po zajęciu Bydgoszczy przez siły polsko-radzieckie, pracuje jako fotoreporter dla bydgoskich gazet. Artykuł wspomina, że "stanowisko fotoreportera oznaczało podróże i dokumentowanie skutków trwającej jeszcze wojny. Kałdowski został wysłany do Piły w poszukiwaniu śladów polskości, później fotografował m.in. zrujnowany wojną Szczecin". Od 1946 osiadł we Wrocławiu, gdzie żyje do dziś, digitalizując swoje zbiory.
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3134
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Post autor: Krzysztof Ju »

powiat.pila.pl pisze:Obrazek

Tu mieszkamy, tu żyjemy – cykl łączący pokolenia

Z inicjatywy słuchaczy Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Pile, dzięki zaangażowaniu nauczycieli i uczniów pilskiego Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3, przy wsparciu Eligiusza Komarowskiego – starosty pilskiego rozpoczął się nowy cykl spotkań: „Tu mieszkamy, tu żyjemy”.

Wspólnie realizowany pomysł to efekt podpisanego tydzień wcześniej porozumienia o współpracy pomiędzy UTW i ZSP nr 3 w Pile. Inauguracyjne spotkanie odbyło się w sali kinowej Budowlanki. Oprócz gospodarzy, uczestniczyli w nim również uczniowie z Zespołu Szkół Ekonomicznych oraz Szkoły Podstawowej nr 5 w Pile.

– Zapoczątkowany dzisiaj cykl to doskonała okazja do poznawania historii stolicy powiatu pilskiego – Piły, ale i całego regionu. Ciekawości tych spotkań dodają prelegenci, którzy sprawią, że każdy odcinek pozostawi po sobie niezatarte wrażenia. Można tu liczyć nie na wiedzę książkową, ale taką wypływającą wprost z serca. Dziękuję za pomysł i inicjatywę. Kto wie, być może wkrótce inni pójdą w wasze ślady– gratulował obecny na spotkaniu starosta pilski.

Obraz Piły z pierwszej połowy XX wieku nakreślił Maciej Usurski, kustosz Muzeum im. Stanisława Staszica: - Nasze miasto przeżywało bardzo dynamiczny rozwój w latach 20. i 30. XX wieku. Później, nadeszła wojenna katastrofa. Inwestycje sprzed wojny przytłaczają swoim ogromem, ale piękne kamienice, które podczas bombardowania niemal zrównano z ziemią, zostały całkowicie rozebrane w pierwszym dziesięcioleciu po zakończeniu wojny. Pozyskane przy rozbiórce cegły transportowano wagonikami na dworzec kolejowy, a stamtąd kierowano do stolicy. Piła stała się miastem ruin, które powoli, systematycznie odbudowywano – powiedział gość z pilskiego Muzeum.

Swoimi barwnymi i bardzo osobistymi wspomnieniami podzieliły się dwie słuchaczki Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Pile: Maria Kościelniak i Maria Trzyna, które doskonale pamiętają miasto z czasów powojennych: - Nie każdy wie, że tuż po wojnie jedno skrzydło Liceum Ogólnokształcącego na Pola było przeznaczone na podstawówkę. Rodzice nas przestrzegali, żebyśmy idąc do szkoły uważali na gruzowiska. Piła była strasznie zniszczona. Na placu Zwycięstwa było targowisko, na które zjeżdżali się gospodarze z okolicznych miejscowości. Na Waryńskiego była pierwsza w Pile apteka, a na Towarowej piekarnia. My też mamy swój skromny udział w porządkowaniu miasta, ponieważ po lekcjach braliśmy udział w czynach społecznych – można było usłyszeć.

Spotkanie domknął Arkadiusz Jeż, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3 w Pile, który w krótkich słowach przybliżył historię szkolnego budynku: - Budowlanka była Pile bardzo potrzebna. Ze względu na rozbudowę i odbudowę miasta, trzeba było działać wielotorowo i wychowywać nowe pokolenia fachowców. Dlatego też powstał Kombinat budowlany, który dał początek naszej szkole. Za sprawą inżyniera Bogdana Toboły, w 1963 roku wszystko się zaczęło. Lekcje rozpoczęto 1 września. Początkowo przeprowadzano je w przystosowanej do tego celu piwnicy, z czasem warunki stawały się coraz bardziej komfortowe.

Inaugurację cyklu „Tu mieszkamy, tu żyjemy” zakończyło wspólne przeglądanie kronik szkolnych ZSP nr 3 w Pile.





Źródło: www.powiat.pila.pl
Data wydania: 24 stycznia 2018
Awatar użytkownika
Krzysztof Ju
MODERATOR
Posty: 3134
Rejestracja: 23 sie 2012, 18:40

Re: Wspomnienia Pilan lub o Pile z czasów PRL

Post autor: Krzysztof Ju »

Wzmianki o Pile w kontekście migracji w 1945 roku znalezione w książeczce "Augustowo. Lata powojenne 1945-1960" opracowanej przez Elżbietę Muszczek i opublikowaną w 2012 roku. Augustowo leży mniej więcej w połowie drogi Piła-Złotów, pod Krajenką.
[i]Augustowo. Lata powojenne 1945-1960[/i], s. 8 pisze:Wraz z wkroczeniem wojsk radzieckich ludność niemiecka zaczęła stopniowo opuszczać swoje domostwa z nadzieją, że kiedyś tu jeszcze powrócą. Z żalem ładując co cenniejszy dobytek na furmanki udawali się w kierunku Piły, a dalej transportem kolejowym do Niemiec.
[i]Augustowo. Lata powojenne 1945-1960[/i], s. 8-9 pisze:W ciągu paru wiosenno-letnich miesięcy 1945 roku prawie całkowicie zastąpiono dotychczasowych mieszkańców napływową ludnością polską. (...) Najwięcej osadników-pionierów przybyło z przeludnionych wsi Centralnej Polski (Orzechowski, Matyja, Tatara, Owczarek, Juszczyk). (...) Kilkoro z osadników (np. Muszczek, Miszta, Matyja) przyjechało do wsi na rekonesans, by na miejscu zbadać warunki bytowania zanim sprowadzą swoje rodziny. Bronisław Matyja w opublikowanym w "Tygodniku Nowym" [nr 7 (317), 16.02.1986 r.] artykule "Zdecydował przypadek" tak wspominał te czasy. W Radomsku zobaczyłem ogłoszenie "Rodacy na Zachód". Zdecydowałem się. W końcu maja odchodził transport - pociąg towarowy, w którym była nawet i amunicja. Wyjechałem tym transportem. Po kilku dniach przyjechaliśmy do Piły. Miejscowy Państwowy Urząd Repatriacyjny mieścił się niedaleko dworca kolejowego, tam gdzie dziś jest szkoła zawodowa. Miasto było strasznie zniszczone. Po jakimś czasie zostaliśmy skierowani z Piły do Białogardu. Przed samym odjazdem spotkałem znajomego sprzed wojny człowieka, który poinformował mnie, że jest kilka wolnych gospodarstw w Augustynowie koło Złotowa. Tym znajomym człowiekiem był Józef Burda, sołtys w Głubczynie. Z Piły ponad 20 kilometrów szliśmy pieszo. Spotkaliśmy Rosjan jadących wozami, zabraliśmy się z nimi. Zanocowaliśmy w Głubczynie, gdzie spaliśmy w stodole. W następny dzień wybraliśmy się do Złotowa, znów pieszo. W Złotowie w tamtejszym PUR-ze dowiedzieliśmy się, że jest jeszcze wolnych pięć gospodarstw w Augustynowie. Wzieliśmy je, nie oglądając. (...)
[i]Augustowo. Lata powojenne 1945-1960[/i], s. 14, 15 pisze:Specjalną instytucją powołaną do życia dla przeprowadzenia osadnictwa był Polski Urząd Repatriacyjny (PUR). Współdziałały z nim wojewódzkie i powiatowe komitety przesiedleńcze. Aby się tam zarejestrować, w późniejszym czasie złożyć wniosek o przyznanie praw własności, mieszkańcy udawali się na pieszo do Złotowa lub Piły, taką drogę pokonywali kilkakrotnie, aby załatwiać różne sprawy. W późniejszym czasie podstawowym środkiem lokomocji stał się rower, chociaż było o niego trudno.

Rolnicy nie od razu stawali się właścicielami objętych gospodarstw, byli jedynie ich użytkownikami. Kwestię tę, uregulowano w roku 1947, kiedy to osadnikom przyznano na własność gospodarstwa wręczając akty nadania.
Do Augustowa w 1945 roku za ojcem (lub bratem Franciszkiem) przybył też Józef Juszczyk. W czasie wojny działał w różnych oddziałach Armii Krajowej w okolicach Radomska (rejon między Łodzią a Częstochową) i po wojnie osiadł w Augustowie, a potem w Pile. Biogram w opracowaniu Wojciecha Zawadzkiego opublikowano w Przedborskim Słowniku Biograficznym.
Przedborski Słownik Biograficzny - www.psbprzedborz.pl pisze:JUSZCZYK Józef (1919-1979) żołnierz AK

Juszczykowie zamieszkiwali królewską wieś Nosalewice przynajmniej od połowy XVIII w. Stamtąd rozprzestrzenili się po pozostałych wioskach starostwa przedborskiego. Po wykarczowaniu nadpilicznych lasów Puszczy Przedborskiej należących do folwarku Nosalewice i utworzeniu wsi Taras zamieszkali tam ok. 1830 r. Jednym z pierwszych był kolonista Szymon Juszczyk.

Józef urodził się 18 III 1919 r. w Tarasie, w rodzinie rolniczej Józefa i Stefanii z Ogłozów. Gdy ojciec jeździł do pracy we Francji, wtedy Józef wraz z bratem Franciszkiem przejmowali pracę w gospodarstwie.

Ukończył szkołę powszechną, a później wieczorowy kurs dokształcający.

W wojsku przed wojną nie służył. Podczas okupacji w 1940 r. dostarczał żywność i zboże do Oddziału Wydzielonego WP mjr. Henryka Dobrzańskiego – „Hubala”. W tym samym roku, 10 V wstąpił do Związku Walki Zbrojnej/Armii Krajowej i złożył przysięgę wobec (zob.) sierż. „Kuli” – Rocha Barana i przyjął pseudonim: „Tajny”, a następnie: „Jaskółka”. W początkowym okresie konspiracji zajmował się przekazywaniem meldunków, zdobywaniem informacji o ukrytej broni w 1939 r., śledzeniem konfidentów oraz małym sabotażem. Należał do drużyny kpr. „Oracza” – Antoniego Musiała (25 IV 1907 – 6 II 1974) z Korytna.

Uczestniczył w akcjach sabotażu np. niszczenia dokumentów w gminach Masłowice, Kobiele Wielkie, Dmenin. Celem tych akcji było utrudnienie Niemcom egzekwowania obowiązkowych kontyngentów płodów rolnych oraz wywózki polskiej ludności na roboty przymusowe do Niemiec.

7/8 VIII 1943 r. wziął udział w 15-osobowej grupie szturmowej AK-owców z Przedborza pod dowództwem kpr./por. „Robotnika” – Bronisława Skury-Skoczyńskiego, której zadaniem było rozbicie więzienia w Radomsku. Uwolniono wówczas aresztowanych przez Niemców członków konspiracji z Rzejowic. Akcją dowodził por. „Zbigniew” – Stanisław Sojczyński. Uczestnicy tej akcji w jej następstwie, utworzyli oddział partyzancki Armii Krajowej pod dowództwem por. „Zbigniewa”.

22 VIII 1943 r. patrol partyzancki pod dowództwem (zob. – tam także opis tej akcji) kpr. „Młota” – Tomasza Gajeckiego z 10 partyzantami, w tym ze strzelcem „Jaskółką”, z obozu partyzanckiego pod Krzętowem udał się do wsi Huta Drewniana. Pod wsią Rogi dostali się pod ogień broni maszynowej z zasadzki niemieckiej żandarmerii z Gidel. Na skutek tego 3 partyzantów (w tym dowódca) zginęło, a 5 zostało rannych w tym „Jaskółka”, który został przygnieciony wywróconym wozem. Utracono także kilka sztuk bezcennej dla partyzantów broni oraz 1 karabin maszynowy. Po walce wraz z 3 innymi partyzantami, m.in. z rannym w policzek Janem Patkiem ps. „Kanał” przeszli w bród rzekę Pilicę niosąc do Przedborza swoje karabiny i ciężko rannego „Orzecha” – Wacława Stalę. Tam „Jaskółka” otrzymał zadanie zebrania informacji o tej zasadzce. Szczególnie chodziło o ustalenie, czy była ona skutkiem przypadku czy zdrady. Tej jednak nie udało się jednoznacznie ustalić.

Po powrocie do oddziału, po reorganizacji został przydzielony do plutonu por. „Robotnika”, jako amunicyjny w sekcji ckm-u. Karabinowym był kpr. „Lis” – Wacław Sarna (2 IX 1917 – 5 XII 1998) z Korytna. Razem obsługiwali lotniczy karabin maszynowy wymontowany we wrześniu 1939 r. z zestrzelonego po bombardowaniu kolumny niemieckich czołgów k. Gidel, polskiego samolotu myśliwskiego PZL „Karaś”. Oddział „Robotnika” w grudniu 1943 r. założył zimowe obozowisko na wzgórzu 205 w pobliżu Bąkowej Góry. Tam, nad strugą wybudowano ziemianki dobrze ukryte w młodniku. W tej bazie oddział przebywał, szkolił się i wysyłał patrole aż do kwietnia 1944 r.

„Jaskółka” brał udział 31 III 1944 r. w nieudanej na skutek błędu przewodnika akcji na wieś Antoniów, zamieszkaną przez niemieckich kolonistów. Partyzanci zranili 2 wrogów, a ciężki postrzał otrzymał partyzant (zob.) plut. „Mars” – Marian Margas. Ponowiono atak na tę wieś 17 IV. W tej akcji, w krytycznym jej punkcie zaciął się karabin maszynowy „Lisa” i „Jaskółki”. Z pomocą ruszył im dowódca oddziału por. „Robotnik”. Zacięcie udało się jednak usunąć, ale „Robotnik” dostał postrzał w skroń. Kula przeszyła mu jeszcze ramię i łopatkę. W akcji zginął też 1 partyzant. Sukces akcji przyćmiły więc straty.

W końcu kwietnia oddział w drodze po odbiór zrzutu lotniczego, zatrzymał się na odpoczynek we dworze we wsi Garnek. Niespodziewanie zaatakowali ich żandarmi, których udało się w walce odeprzeć bez strat własnych.

„Jaskółka” uczestniczył w wielu różnych akcjach, jak zastrzelenia niemieckiego majora i jego sekretarki, czy wysadzenia pociągu w Bloku Dobryszyckim k. Radomska. Skutkiem tej akcji przerwa w ruchu kolejowym trwała 4 dni. Bronił obozu partyzanckiego pod Bąkową Górą, brał udział w akcjach aprowizacyjnych w Przedborzu oraz w spaleniu tartaków w Radomsku.

W oddziale przebywał do 17 VII 1944 r., później został oddelegowany do grupy dywersyjnej komendy podobwodu AK „Żytomierz” (z siedzibą w Rzejowicach), której zadaniem było niszczenie transportu niemieckiego kierującego się na front wschodni. Wyzwolenie przez Armię Czerwoną zastało go 18 I 1945 r. w Korytnie.

Po wyzwoleniu z całą rodziną wyjechał do wsi Augustowo w gminie Krajenka w powiecie złotowskim, gdzie jego ojciec otrzymał gospodarstwo rolne. Już 26 IV 1945 r. podjął pracę w Wielkopolskim Przedsiębiorstwie Przemysłu Ziemniaczanego w Zakładzie Produkcyjnym w Pile jako krochmalnik, później: mistrz zmianowy. W tym okresie mieszkał jeszcze w Augustowie i udzielał się w życiu wsi, m.in. 28 IV 1946 r. obrano go naczelnikiem tamtejszej Ochotniczej Straży Pożarnej. Pierwsze czynności strażackie polegały na zabezpieczeniu i usprawnieniu pozostawionego mienia straży niemieckiej. Był to wóz konny z ręczną sikawką i kilka odcinków parcianych węży. Na pamiątkowej fotografii widzimy go w kilkunastoosobowej grupie konnych strażaków.

Ciekawe, że 18 XI 1947 r. przed notariuszem w Złotowie mieszkańcy wsi Augustów – Franciszek Tatara i Kazimierz Orzechowski oświadczyli, iż Józef Juszczyk

… brał czynny udział w konspiracji w szeregach Armii Krajowej od roku 1941 do roku 1945 (…) z chwilą wkroczenia na te tereny wojsk radzieckich oddziały Armii Krajowej zostały rozwiązane, przy czym równocześnie członkowie zostali zwolnieni od przysięgi.

Obaj świadkowie legitymowali się okupacyjnymi kartami rozpoznawczymi wystawionymi w 1942 r. przez niemieckiego starostę w Radomsku. Zaświadczenie to służyło obronie przed represjami ze strony Urzędu Bezpieczeństwa.

Później zamieszkał w Pile. W 1975 r. wstąpił do ZBoWiD-u. Udział jego w walkach partyzanckich potwierdzili „Lis”- Wacław Sarna i „Bitny”- Stanisław Patek, obaj z Korytna.

Odznaczony był Brązowym Medalem Zasługi (1954 r.).

Żonaty z Heleną Zalech córką osadników w Augustowie, Bronisławy i Antoniego (z Zajezierza k. Dęblina), miał syna Wiktora (1946 r.).

Byłam małą dziewczynką – wspomina jego wnuczka, Aleksandra Juszczyk – pamiętam dziadka, miał w sobie jakąś magię. Niestety nie było mi dane poznać jego historii. Dziadek był ranny w ramię, do śmierci nosił kulę i nie mógł wysoko podnieść ręki, odczuwał ból. (…) Byli prześladowani, nachodzeni jeszcze przez jakiś czas, ale dziadek w sumie wiódł spokojne życie, uciekł myślami i zajął się wędkarstwem. W pewnym momencie zapragnął pojechać do Korytna, do miejsca jego dzieciństwa, do rodziny. Wyjechali na święta i tam zmarł…

Zmarł 26 XII 1979 w Korytnie. Spoczywa na Cmentarzu Komunalnym w Pile.

Źródła: Archiwum Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, akta członkowskie ZBoWiD Józefa Juszczyka; Dokumenty i fotografie w zbiorach rodziny oraz relacja Aleksandry Juszczyk; Kronika koła ZBoWiD w Przedborzu; Pamiętnik „Robotnika” w oprac. Grzegorza Drzewowskiego [w:] „Komu i Czemu” odc. 1-37, brak daty; Bronisław Skoczyński „Robotnik”, Arkusz ewidencyjny, Radomsko 1992, mnps; Wykaz pseudonimów AK z Przedborza, druk z prasy lokalnej, brak daty; W. Borzobohaty, „Jodła” Okręg Radomsko-Kielecki ZWZ-AK 1939-1945, Warszawa 1988; R. Nazarewicz, Nad górną Wartą i Pilicą, Warszawa 1964; tegoż: Ziemia Radomszczańska w walce 1939-1945, Warszawa 1973; E. Muszczek (oprac.), Augustowo, Lata powojenne 1945-1960, Augustowo 2012;Wojciech Zawadzki, Antoniów, Krery, Przedbórz 1944, „Gazeta Radomszczańska” z 15 V 2003 r.; tegoż: Nieznany „Mars”, „Gazeta Radomszczańska” z 15 IV 2004 r.; tegoż: Cygańska mogiła „Gazeta Radomszczańska” z 11 VI 2009 r.; materiały autora.

Wojciech Zawadzki
ODPOWIEDZ

Utwórz konto lub zaloguj się, aby dołączyć do dyskusji..

Musisz być zarejestrowanym użytkownikiem, aby móc opublikować odpowiedź.

Utwórz konto

Zarejestruj się, aby dołączyć do Nas!
Zarejestrowani użytkownicy, mają dużo więcej przywilejów, związanych z użytkowaniem forum.
Rejestracja i korzystanie z forum jest całkowicie bezpłatne.

Zarejestruj się

Zaloguj się