Żeby znaleźć coś konkretnego, przeszukałem archiwum strony Muzeum Powstania Warszawskiego i znalazło się kilka interesujących wzmianek o Pile. Prezentuję tylko wybrane i te najciekawsze.
Wzmianki z Archiwum Historii Mówionej MPW:
1. Fragment wywiadu z Eugeniuszem Tarczyńskim w 2007 roku:
2. Fragment wywiadu z Stanisławem Milewskim w 2008 roku.Czy ludność polska była prześladowana?
Nie była prześladowana. Później nas wywieźli, kuchnia [polowa] wyjeżdżała i wzięli nas, parę osób zabrali do lasu na bagna. I stamtąd potem nas odesłali do Arbeitsamtu do Modlina, z Modlina nas wywieźli do Torunia, z Torunia do Bydgoszczy – to już Niemcy nas wozili – z Bydgoszczy do Piły. I w Pile w obozie siedzieliśmy ponad trzy tygodnie. Piła była cała okrążona przez wojska rosyjskie i później wojska rosyjskie zajęły Piłę. Żeśmy siedzieli w tej Pile trzy tygodnie, nie było ratunku. Trzeba było siedzieć, przyglądać się jak katiusze waliły w te Piłę. Obóz cały został rozwalony.
Proszę opowiedzieć pana losy do końca wojny. Co się działo później z państwem?
To Powstanie to jeden dzień trwało, potem żeśmy wyjechali do Kampinosu […] i byliśmy w tym obozie. Potem Rosjanie zajęli Piłę i z powrotem żeśmy wracali na piechotę. Ze trzydzieści kilometrów przeszliśmy do Wyrzyska. Z Wyrzyska na jakiś wojskowy pociąg się załadowaliśmy i potem do Warszawy przyjechaliśmy.
(...) A jeszcze nie powiedziałem o jednej rzeczy, że w tym czasie do Legionowa napłynęła kupa ludzi z rejonu Wołomina i z okolic Wołomina, gdzie wysiedlali Niemcy. Rosjanie podchodzili, Niemcy wysiedlali ludzi. Cała chmara. Tak że jak myśmy byli w Pile, to w Pile byliśmy razem z takimi wołominiakami, którzy znaleźli się przypadkowo w Legionowie i też koło tej kuchni się kręcili, bo w kuchni było wyżywienie. […]
3. Fragment wywiadu z Wacławem Kłapą w 2007 roku.(...) Na stacji Podkowa Leśna żandarmi weszli i mnie zgarnęli. Znalazłem się w obozie w Pruszkowie. Od razu następnego dnia zawieźli do obozu Schneidemühl. Jeszcze przejeżdżając – już koleją szerokotorową – przez Międzyborów, widziałem swoje koleżanki, kolegę jednego, który grał w siatkówkę. Zacząłem krzyczeć i kartkę wyrzuciłem z wagonu bydlęcego. Matka goniła jeszcze później do Żyrardowa, ale niestety pociąg odjechał dalej. Znalazłem się w obozie Schneidemühl.
Gdzie znajdował się ten obóz?
Piła. To nie należało do Polski, ale przy granicy. Jeszcze przed wojną Piła nazywała się Schneidemühl. Znalazłem się w tym obozie. Niedaleko torów kolejowych i dworca kolejowego był obóz pięcionarodowy: rosyjski, ukraiński, francuski, angielski i polski. Polacy byli najbardziej ruchliwi. Brali nas na roboty na dwanaście godzin. Byłem prowadzony na wagony, na lokomotywy musiałem wrzucać węgiel. Później w każdym bądź razie potrzeba im było na lokomotywie palaczy. Wsadzili mnie, musiałem wrzucać do pieca węgiel. Znalazłem się nawet gdzieś, pojechaliśmy dalej.
Dostawał pan za to wynagrodzenie?
Nie. Najlepszy dowód, że jak opowiadałem temu maszyniście: „Co wam się chciało Powstania?”. Mówię: „Co pan na ten temat może powiedzieć?”. – „Piszą w gazetach, że jesteście bandytami”. – „No właśnie. I pan w to wierzy. Niech pan spojrzy, jestem bandytą? Niech się pan zastanowi”.
To był Niemiec ten maszynista?
Tak. Ale takie porządne chłopisko było nawet. Z żoną musiał rozmawiać, bo później mi kawałek chleba przynosił rano. Długo nie byłem, bo znowu dali mnie do ładowania węgla na lokomotywy. Wtedy poznałem Francuza. Nie wolno było rozmawiać z innymi. I myśmy rozmawiali, bo znał trochę niemiecki, ja trochę niemiecki, złapali nas na tej rozmowie. We dwóch nas wsadzili za karę do wagonów pięćdziesięciotonowych. Mamy ładować teraz węgiel na pięćdziesiąt ton. Wysokie przecież były i w ogóle zrobiliśmy sobie podest. Podawał mi, później wrzucałem. Do dzisiaj mam, po wojnie musieli mi wycinać, bo miałem skrzepy w ręku, takie głazy się wkładało. To było za karę. Może po dwóch tygodniach wzywa mnie dowódca obozu. Mówi: „Słuchaj, widzę, że jesteś z Gdańska. To ty jesteś Niemiec”. – „Nie. Ich werde Polisch sein. Ty nie wiesz nawet, że w Gdańsku byli Polacy. Tobie się wydaje, że ciągle tylko niemiecki, niemiecki”. Myśmy mieli przyjaciół Niemców, tak. Myśmy porządnie żyli, dopóki Hitler nie doszedł do władzy. To naprawdę można było nawet przyjaźnie mieć. Ale myśmy byli Polakami. Było 200 tysięcy Niemców, ale 25 tysięcy Polaków. Polonia gdańska działała przecież.
Co on od pana chciał?
Chciał mnie wyciągnąć z obozu. Prawdopodobnie znowu szukali takich frajerów, żeby do wojska wsadzić. Bo po co? Chciał mi pomóc jednym słowem, według jego mniemania. Obok stał taki w mundurze czarnym ze swastyką, tylko przyglądał się, o czym dowódca obozu ze mną rozmawia: „Jak to? Przecież jesteś urodzony w Niemczech, w Gdańsku. Ty musisz być Niemcem”. – „Nie. Zawsze byłem Polakiem”. Chciał mnie uderzyć, ale wziął mnie za kark. Podobało mu się moje postępowanie, to musze uczciwie powiedzieć. To nie były kopniaki prawdziwe, ale widocznie dlatego, że ten hitlerowiec widział i złapał mnie, zaczął rąbać, przez schodki mnie zrzucił na zewnątrz. Na tym się skończyło. Później się urwałem stamtąd. Myśmy zawsze o godzinie dwunastej w nocy przechodzili przez peron, gdzie odchodziły pociągi do Bydgoszczy, do Poznania. Punkt dwunasta w nocy rusza pociąg w kierunku na Poznań. To się urwałem stamtąd. Szliśmy pod eskortą do obozu z powrotem o dwunastej w nocy. Naraz się zatrzymałem, udawałem, że sznuruję sobie buty, nim się zorientował – dużo było Niemców na peronie – między nimi i do breku. Brek to się nazywa [hamulec], z tyłu stare wagony miały hamulce. Wlazłem do środka.
Gdzie pana zastał koniec wojny?
Dojechałem przez Königshütte do Krakowa. (...)
4. Fragment wywiadu z Zdzisławem Kondrasem w 2007 roku.(...) Następnego dnia zabrali nas. Tam była taka bocznica kolejowa. Na bocznicy stało kilka wagonów towarowych, miały zadrutowane okienka. Na ostatnim wagonie stała obsada niemiecka z karabinem maszynowym i nas pakowali w te wagony, zaplombowali i wywieźli nas stamtąd. Wieźli nas chyba całą noc i pół dnia. Dojechaliśmy do miejscowości Schneidemühl, a to obecnie jest Piła. Wyrzucili nas z wagonów i zaprowadzili znów do obozu. W tym obozie siedziałem tydzień albo więcej. W ciągu dnia pędzili nas do lasów i budowaliśmy okopy, ale nie dla ludzi tylko rowy przeciwczołgowe. Budowałem, budowałem tam te rowy. Zdaje się, że raz dziennie dawali kawałek chleba i trochę popić to jakąś kawą z erzatzu. Po tygodniu znów zapakowali nas do pociągu i wywieźli nas w głąb Niemiec, do miasta Erfurt. (...)
Wzmianki z Powstańczych Biogramów MPW:(...) dojechałem do Schneidemühlu, do obozu, który był obozem przejściowym Durchgangslager Schneidemühl, tam oczywiście kąpiel, kontakt bez przerwy był między kolegami wśród uczestników obozu. Tam mnie spotkała bardzo nieprzyjemna, zaskakująca mnie wypowiedź jednego, że jednak jadą bliżej Amerykanów, czyli – jak ich Niemcy wiozą, to oni pojadą. Natomiast, korzystając (zgodnie z rozkazem) z nadarzającej się okazji, zgłosiłem się do prac jako ślusarz. Wzięto mnie do smarowania smołą dachów. Długo to nie trwało. Wytypowano mnie do drugiej pracy, do Land Maschinenfabrik August Gruse – to znaczy Fabryki Maszyn Rolniczych w Pile, w Schneidemühlu (to jest vis-?-vis dworca) i jako już specjalistę, który przeszedł szkolenie, bo przecież zeznania różne, nie ukrywałem tego, że jestem absolwentem szkoły kolejowej, ze względu na to, że mieli w stosunku do kolejarzy pewne względy. Tam mnie zatrudniono i mogłem wykonywać dalej to, co mnie polecono, mianowicie dokonywanie rozpoznania, dokładnego ich potencjału. Stwierdziłem, że w Fabryce Maszyn Rolniczych nie produkuje się maszyn rolniczych, robi się granaty, robi się miny moździerzowe. Usiłowano mnie zatrudnić. Poza tym przy pierwszej okazji, stacja była vis-?-vis, zbiegłem tam, żeby uwolnić się, zgodnie z rozkazem. Miałem wykonać zadanie i wracać. Dokonałem rozpoznania po drodze, nie można było wykonać rozkazów, ze względu na to, że nie było żadnych szans wyjścia, dozór był ścisły, i stamtąd transportem kolejowym (pracującemu dano pewne swobody, trudno mówić swobody, bo nas pod eskortą pędzono, ale właściwie nietrudno było wydostać się, a vis-?-vis był dworzec), ponieważ byłem dokładnie przygotowany, zapoznany z dywersją kolejową, to umieszczenie się w odpowiednim miejscu w pociągu, który szedł Schneidemühl–Kraków nie było dla mnie żadnym problemem. Nie tylko że stamtąd wyszedłem i dostałem się na bilet peronowy za dwadzieścia fenigów do pociągu (pociągu jeszcze pustego, bo był odstawiony w rejonie, gdzie kompletowano transporty kolejowe), nawet gdyby (przewidziałem sobie całą sprawę) była taka sytuacja, to mógłbym się tłumaczyć, że jestem kolejarzem. Wprawdzie jestem w rejonie pod wpływami, zatrudniony tu, ale… W ten sposób dostałem się do Krakowa. (...)
5. W biogramie Wacława Bryszewskiego, uczestnika walk powstańczych, jako miejsce urodzenia podano Piłę, ale nie doprecyzowano czy chodzi o naszą Piłę czy jakąś wioskę z innej części Polski przedwojennej. To samo dotyczy Macieja Ptaszyckiego oraz Piły jako powojennego miejsca śmierci Czesława Medyny.
6. Tadeusz Kawęcki po powstaniu "wyszedł z Warszawy z ludnością cywilną, wywieziony do obozu pracy w Pile, gdzie pracował do lutego 1945 r.".
7. Stanisław Tadeusz Chełstowski, prawdopodobnie wciąż żyjący uczestnik powstania, który "(...) w latach 1945-47 pracuje jako ślusarz, pomocnik maszynisty i maszynista w Parowozowni Głównej w Bydgoszczy, w latach 1947-49 jako Kierownik Robot Warsztatowych w Parowozowni w Pile, a w latach 1949-59 w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Pile na stanowisku kierownika wydziału. W kwietniu 1959 r. przenosi się z rodziną do Stargardu Szczecińskiego (...)".